27 stycznia jest Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu, dlatego zapalone znicze, wiązanki żonkili i rozmowy o Zagładzie, o niepamiętaniu, o zakłamywaniu historii. Od ubiegłego roku możemy odsłuchiwać modlitwę za zamordowanych w Czarnym Dunajcu, którą nagrał profesor Stanisław Krajewski. Tak na cmentarzach w Czarnym Dunajcu i w Nowym Targu wyrażamy naszą pamięć o Zagładzie.
Dlaczego pamiętamy, dlaczego na wietrze i mrozie zmarzniętymi dłońmi staramy się zapalić kilka zniczy. Chyba przede wszystkim dlatego, że antysemityzm ma się ciągle dobrze, że na manifestowaniu wrogości do Żydów można jeszcze zbić w Polsce niezły polityczny kapitał. O prymitywnym i agresywnym antysemityzmie napisano już wiele, ale istnieje i antysemityzm miękki, który pojawia się czasem w zaskakujących miejscach. Latem ubiegłego roku „Polityka” wydała pomocnik historyczny „Polacy i Rosjanie, dzieje sąsiedztwa” zawierający zbiór artykułów polskich i rosyjskich historyków i publicystów. I w tym szacownym zeszycie znalazły się takie dwa zdania: „W niektórych przypadkach nacjonaliści połączyli czystkę na Żydach z mordami na Polakach. We wsi Mogielnica rozstrzelali cztery rodziny żydowskie (łącznie ponad 30 osób) oraz polskie rodziny Zawistowskich i Górzańskich[1]”.
Zamordowani Polacy mają swoje nazwiska, na ustalenie nazwisk zamordowanych Żydów autorce zabrakło czasu lub motywacji. Może nie zachowały się źródła, dzięki którym można dotrzeć do nazwisk zgładzonych w Mogielnicy Żydów, jeśli tak, to autorka „Rosyjskiej ruletki” mogła to w różny sposób zaznaczyć. Mogła też ograniczyć się do wspomnienia o polskich i żydowskich ofiarach mordu w Mogielnicy. Mogła, ale przecież Żydzi to tylko Żydzi. Może krzywdzę cenioną publicystkę i znawczynię współczesnej Rosji, ale dwa zacytowane wyżej zdania nie pozwalają zinterpretować się inaczej. Przykre.