Blue Flower

     

       W ciągu stu dni zamordowano milion  osób,  ale  katoliccy duchowni w Rwandzie nie zamierzają konfrontować się  z niedawną przeszłością. Nie chcą przeanalizować swojego udziału w ludobójstwie. Nie chcą się zmierzyć z klęska swojej stuletniej krucjaty, misji, ewangelizacji. I swoim wielkim grzechem. Wolą propagować magię. Egzorcyzmy. Nie braliśmy udziału w zabijaniu. I to nie wy zabijaliście. To demon[1].

-Chciałem księdza zapytać: co się wtedy wydarzyło na Gikondo?

- A kto pana finansuje? – tak na moje pytanie odpowiada misjonarz Stanisław Filipek.  – Kto za panem stoi?

-Nikt.

Ktoś musi stać.

Ksiądz wtedy tu był. Chciałem się dowiedzieć….

- Powiem panu, o czym pan powinien napisać. O zmowie świata. I zmowie światowych mediów. Wszyscy na świecie wiedzieli wcześniej, co się w Rwandzie wydarzy. I media wiedziały, także w  Polsce.

- Ksiądz wierzy, że polskie media…

- To ludobójstwo     przygotował Zachód. Z góry wiedziano, kogo o nie później oskarżyć. Kościół!

-Ale…

-Proszę pana, reporter powinien umieć słuchać. I wiedzieć, że prawda jest najważniejsza.

       Prawda według księdza Stanisława Filipka (mieszka w Rwandzie i dzisiaj) w skrócie wygląda tak: Rwanda jest najgęściej zaludnionym krajem świata. I coś trzeba było z tym zrobić. Światowe koncerny produkujące prezerwatywy oraz występujące w ich interesie zachodnie rządy zwietrzyły w Rwandzie interes.  Sprzedawać  tu jak najwięcej kondomów. I pigułek, spiral. Trafiły na opór. Bo w Rwandzie silny jest Kościół Katolicki i jego nauczanie. Uruchomiono więc machinę śmierci. Różnego rodzaju kampanie, żeby stosować środki antykoncepcyjne. Kiedy to się nie udało, świat wymyślił dla Rwandy  ostateczne rozwiązanie. Ludobójstwo.

- To była zmowa – ksiądz Filipek patrzy na mnie wzrokiem śledczego, który przyłapał sprawcę na gorącym uczynku. – A wy teraz oskarżacie maluczkich!

Ja…

- Niech pan słucha! Na Gikondo mężczyznom obcinano uszy, wydłubywano im oczy i obcinano genitalia. Masz nie słyszeć, nie wiedzieć, nie płodzić! Mogła to wymyślić tylko cywilizacja śmierci[2].

        Najdzielniejsi na Gikondo byli kapłani:  

- W kościele był wystawiony Najświętszy Sakrament, więc ludzi wyprowadzono na zewnątrz.

Więc?

Więc chodziło o to, by ludzi zabijać nie przed Najświętszym Sakramentem, ale po drugiej stronie drzwi? Tam tego Chrystus nie widział?[3].

(Najświętszy Sakrament) Jest w kościele. Zagrożony. Pod Twą obronę, Ojcze na niebie! Cokolwiek się tam stanie nie wolno dopuścić do profanacji. Najświętszy  Sakrament trzeba ocalić! Ale co zrobić, by ocalić ludzi – o tym, według Jerzego Mączki, przy śniadaniu księża nie rozmawiali wcale. (…)  Księża podjęli decyzję: idziemy ocalić Chrystusa, który za nas cierpiał rany.  Aniele Boży, stróżu mój. Jeden z pallotynów (…) włożył szaty liturgiczne. I ruszył w kierunku kościoła[4]. I ocalił! Amen.

        Wojciech Tochman pojechał do Rwandy po raz kolejny  trzynaście lat po dokonanym ludobójstwie,  aby porozmawiać z ofiarami, uczestnikami  i świadkami ludobójstwa. Rozmawiał też z polskimi księżmi. Jego  książkę czytałem w czasie sporu o świętość JPII. Przez miasta przemieszczały się smutne pochody obrońców dobrego imienia Karola Wojtyły.  A kremówka stawała się kolejną narodową relikwią.

 

 



[1] Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć, Kraków 2018, s. 155.

[2] op. cit., s. 126-127.

[3] op. cit., s. 135.

[4] op. cit., s. 137-138.