Blue Flower

Rośnie we mnie wkurw!

       W Krakowie pochowano sprawcę wypadku samochodowego, w którym zginęło czterech młodych mężczyzn. Pogrzeb był elegancki, celebrycki. Wszystko pięknie wyreżyserowane, wszystko prima sort. I podniosłe, wzruszające słowa. Dużo słów. Bardzo dużo słów, ale zabrakło tych kilkunastu najważniejszych: pijany (2,3 promila alkoholu we krwi), z szaleńczą prędkością pędząc  ulicami Krakowa  doprowadził do śmiertelnego wypadku. Zabił nie tylko siebie, ale i trzech swoich kolegów. Brawura, alkohol, elementarny brak poszanowania prawa, bo przecież: Niektórzy ludzie chcą po prostu od życia czegoś więcej, niż tylko je przeżyć (słowa wygłoszone nad grobem). Pogrzeb sprawcy był wypasiony, był widowiskiem, bo on przecież był synem celebrytki, cokolwiek to znaczy.  Pogrzeby  ofiar   takie wypasione nie będą. Ofiary  nie miały szczęścia  wywodzić się celebryckich rodzin, ale może na ich pogrzebach wybrzmią słowa o brawurze, o alkoholu, o szaleńczej prędkości, o ignorowaniu prawa, o ryzykowaniu młodym życiem dla chwili dzikiej radości, która może skończyć się rozpaczą.

    Nie mniej głośna jest  sprawa pani Joanny, która po telefonie lekarki-psychiatry została sponiewierana przez policjantów. Na hasło: aborcja, ruszyli do boju i w tym swoim zapamiętaniu podeptali Art. 30. Konstytucji RP [Zasada przyrodzonej godności], który mówi że: Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych. Tak więc krakowscy policjanci pozbawiając  godności panią Joannę podeptali Konstytucję RP wyłącznie dlatego, że bardzo chcieli przypodobać się swoim przełożonym, którzy to przełożeni też chcieli przypodobać się swoim przełożonym, którzy to przełożeni także gorąco pragnęli przypodobać się rządzącym, którzy to rządzący chcieli przypodobać się wiadomo komu. Przecież głosy wyborców  pozyskane z ambony też się liczą.  Jednak dzięki temu usilnemu wczołgiwaniu się w łaski przełożonych  (i wiadomo komu) bardzo wielu z nas się dowiedziało, że aborcja przeprowadzona  samodzielnie nie jest czynem karalnym. Taki osiągnięto ważny społecznie cel edukacyjny.

     Aby od tych  wkurwów (?) uciec wybrałem się na Turbacz. I co? I kolejny wkurw. Marsz w górę był świetny. Rześkie poranne powietrze, cisza i piękne okoliczności przyrody. Droga w dół już taka sielankowa nie była. Schodząc zielonym szlakiem naliczyłem osiem samochodów terenowych, pięć motorów, trzy quady. Rowerzystów nie liczyłem. I to wszystko na wąskiej, często stromej i kamienistej ścieżce.   Polubiony przed laty Turbacz  lubić się już nie daje. I jeszcze taka scenka: po kamieniach i między uciekającymi na boki ludźmi  pędzi w dół z wyszczerzonymi zębami i szaleństwem w oczach osobnik (domniemany ojciec). Za domniemanym ojcem pędzi w dół jego kilkunastoletni, domniemany syn. Ten jednak zębów nie wyszczerza, temu z oczu raczej strach wygląda,  nie szaleńcza radość.

      Wkurw jest wulgarnym i bardzo, ale to bardzo nielubianym przeze mnie  rzeczownikiem utworzonym od czasownika wkurwiać. Ten chwast językowy  znalazł już swoje miejsce w niektórych słownikach,    nie odnotowuje go jednak Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów Macieja Grochowskiego wydany  w roku 1995. Oznaczać to może, że  wkurw jest wytworem   ostatnich lat, kiedy to powodów do irytacji stale, niestety, nam  przybywa. Innym chwastem językowym użytym w tym tekście jest przymiotnik wypasiony, ale jest on chyba mniejszym wkurwem.