Blue Flower

   

    Pewnego pięknego dnia Niemcy zaczęli polować na psy. Z początku myślałem, że chodzi jakiś wypadek wścieklizny i że generał von Schobert kazał wobec tego tępić psy. Ale wkrótce się zorientowałem, że musi się w tym kryć coś innego. Natychmiast po wkroczeniu do jakiejś wsi, jeszcze przed polowaniem na Żydów, zaczynało się polowanie na psy. Grupy esesmanów i panzerschutzów uganiały się po wiejskich drogach, strzelając z erkaemów i rzucając granaty ręczne na nieszczęsne żółte kundelki o czerwonych błyszczących oczach  i krzywych łapkach: wyciągano je z sadów i warzywników, ścigano wytrwale i bez litości po polach.(...) Niemieccy żołnierze wpadali do domów, wyciągali psy z ich kryjówek i tłukli na śmierć kolbami[1].

      Nagle z odległego lasu wychynęło kilka drobnych czarnych punktów, po chwili było ich więcej i jeszcze więcej, poruszały się szybko, to znikały w zaroślach, to ukazywały się bliżej pędziły wprost na niemieckie pancery.

   - Die Hunde! Die Hunde! Psy! Psy! – krzyczeli dookoła nas żołnierze głosami nabrzmiałymi przerażeniem. Wiatr niósł wesołe dzikie ujadanie, głosy sfory goniącej lisa.

      Na widok psów pancery zaczęły pędzić zygzakiem, strzelając wściekle. Oddziały szturmowe zatrzymały się najpierw z wahaniem, a potem rozproszyły się, ludzie rzucili się do ucieczki ogarnięci widoczną paniką. Grzechot karabinów maszynowych rozlegał się czysto i lekko jak pobrzękiwanie szkła. Ujadanie sfory wgryzało się we wściekły warkot motorów, raz po raz rozlegał się słaby krzyk przyduszony wiatrem i zmieszany z szelestem traw:

   -Die Hunde! Die Hunde!

      Nagle dało się słyszeć głuchy huk eksplozji, po nim drugi, trzeci: dwa, trzy pięć pancerów wyleciało w powietrze, stalowe płyty zalśniły w wysokich fontannach ziemi.

   - Ach, psy! – powiedział generał von Schobert, przesuwając dłonią po twarzy.

     (Były to psy przeciwczołgowe, nauczone przez Rosjan szukać pożywienia pod brzuchami czołgów. Przed spodziewanym atakiem czołgów trzymało się je na linii frontu dwa, nawet trzy dni o głodzie i kiedy niemieckie pancery wyłaniały się z lasu i formowały w wachlarz, żołnierze rosyjscy spuszczali zgłodniałą sforę ze smyczy, zagrzewając ją do biegu krzykiem: Paszoł! Paszoł!. I psy, z których każdy miał na grzbiecie przytroczony ładunek silnego materiału wybuchowego, z małą stercząca w górę anteną radiową, pędziły wprost na czołgi pewne, że pod ich brzuchami znajdą jak zwykle jedzenie.  Wciskały się pod czołgi i wylatywały w powietrze).

   Die Hunde!  Die Hunde! – krzyczeli przeraźliwie żołnierze dookoła nas[2]

    Czy głodzenie i wysadzanie psów w powietrze jest bestialstwem? Czy jest bestialstwem głodzenie i wysadzanie psów w powietrze w obliczu wojny? Wojna jest totalnym złem! I to jest jedyna odpowiedź na te pytania. 

     Wojciech Jagielski wybrał i opublikował reportaże napisane przez korespondentów wojennych obecnych na  wszystkich najważniejszych  wojnach i konfliktach  zbrojnych ubiegłego wieku. Wojna. Antologia reportażu wojennego gromadzi teksty najwybitniejszych korespondentów wojennych, którymi byli także i świetni dziennikarze i najwybitniejsi pisarze. Hemingway, Steinbeck, Fallaci, Politkowska czy Kapuściński to przecież nazwiska twórców, bez których i dziennikarstwo i literatura XX wieku byłyby uboższe. I właśnie ci najwybitniejsi zapisali także obrazy wojny. A wojna to nie tylko krew, znój, pot i łzy, jak powiedział Churchill, ale także głodzenie i wysadzanie psów w powietrze.

 

 

 

 

 

 



[1] Malaparte Curzio, Kaputt, [w;] Jagielski Wojciech, Wojna. Antologia reportażu wojennego, Kraków 2023, s. 395.  

[2] Op. cit., s. 397-398.