Drukuj 

     

 

 

 

 

       Czy jesteśmy świadkami ostatecznego upadku kościoła w Polsce?  Czy potrafi on wyplątać  się z sieci uwitej ze skandali różnej natury? Czy potrafi powrócić do swojej misji, którą w swojej długiej historii wielokrotnie  realizował opacznie?

       Szczególnym znakiem upadku kościoła jest  jego obojętność wobec ludzi cierpiących
i umierających na polskiej granicy. I nic nie zmieniają słowa biskupa Nycza i biskupa Polaka, gdyż wybrzmiały one w pustce, gdyż nie stały się czynem, gdyż nie skłoniły „obrońców życia” do jakiegokolwiek wsparcia zziębniętych  i wystraszonych, gdyż nie skłoniły polskich hierarchów do wykorzystania wpływów w sferach władzy, która widzi w uchodźcach kolejną  okazję do wzniecania społecznego  strachu.

       Był kościół ważną częścią mojego dzieciństwa, gdyż mogłem dzięki niemu uczestniczyć w czymś ważnym, pięknym i tajemniczym jednocześnie.  Ważność i tajemniczość rozmywały się jednak stopniowo w  hipokryzji, piękno okazywało się blichtrem. Był jednak kościół ważną częścią mojego dzieciństwa, dlatego nie bez przykrości patrzę na jego staczanie się do poziomu sekty zawłaszczającej dusze i pieniądze.

       W tym upadającym kościele "miłosierdzie" jest najczęściej wymawianym  słowem. Żyje to słowo w homiliach, w papieskich encyklikach  i  adhortacjach.  I  jest ono jedynie świadectwem kalekiej empatii kościoła, któremu bardziej zależy na budowaniu okazałych biskupich pałaców niż na wspieraniu głodnych i wykluczonych.  Bardziej ubolewa tenże kościół nad cierpieniem Chrystusa, niż nad wieloletnim  prześladowaniem i Zagładą   narodu, z którego pochodził. Większym też zmartwieniem tegoż kościoła wydaje się chronienie seksualnych drapieżców, niż zadośćuczynienie ich ofiarom.

       Szczególnym świadectwem staczania się kościoła jest obsadzanie tronu  w kurii krakowskiej,  w której miejsce świetnie wykształconego, otwartego, wrażliwego i skromnego kardynała Franciszka Macharskiego zajął kardynał Stanisław Dziwisz.  Następca kardynała Macharskiego szczyci się wprawdzie posiadaniem doktoratu, trudno go jednak nazwać wykształconym.  Innych cech swojego poprzednika też nie posiada.  Nie był jednak kardynał Dziwisz napastliwy wobec „wrogów kościoła”, co stało się głównym znakiem jego następcy. Arcybiskup Marek Jędraszewski uznał, że zostanie kardynałem dzięki walce z halloween,  LGBT i feminizmem. I walczy.  Autorzy „Gomory” takie kapłaństwo uchwycili w jednym zdaniu: „To paradoks, że przychodzący do kościoła dowiadują się na kazaniach znacznie więcej o tych, których w kościele nie ma, niż tego, po co właściwie do kościoła przyszli.” (s. 322)

     Miarą upadku polskiego kościoła i największym jego skandalem jest Sławoj Leszek Głódź obdarzany tytułami,  władzą i  pieniędzmi. Tenże doktor jakichś nauk, arcybiskup stojący na czele jednej z najstarszych i najważniejszych diecezji w Polsce, tenże generał WP  manifestuje nie tylko absolutne zepsucie, ale i średniowieczny stosunek do kobiet: „Głódź miał gest. W uznaniu zasług artystów biorących udział w obchodach rocznicy zbrodni katyńskiej, deklamujących  wzniosłe teksty o tej tragedii, zdecydował, by przyznać im medale „Za zasługi dla Obronności Kraju”. Żaden tam minister, ale właśnie on: Sławoj Leszek Głódź. Słowo ciałem się stało. Mężczyźni otrzymali złote, ale – co znaczące – kobiety tylko srebrne odznaczenia”. (s. 15). I nie jest to tylko bezmyślność. To świadoma manifestacja i  odpowiedź na pytanie o źródło pobitych oczu, bo zupa była za słona.

       Autorzy „Gomory”, podobnie jak i autor „Sodomy”,  zbudowali swoją książkę wokół  zasad, które  rządzą kościołem, i które ów kościół prowadzą do upadku.

Zasady gomory:

*Kościół instytucjonalny  nigdy nie był za żadną reformą. Jeśli do nich dochodziło, to zawsze na skutek presji zewnętrznej. Do tego zawsze były one bardzo ostrożne.

*Każda władza, a już w szczególności absolutna władza biskupia korumpuje, oducza empatii, tworzy dystans, bo w pałacowej perspektywie nie sposób poczuć zapachu owiec.

*Kościół nie udziela żadnych informacji na temat swoich zasobów. Próżno szukać informacji o jego budżecie, wydatkach, kosztach, i dochodach. Nie składa żadnych sprawozdań.

*Kościół będzie za wszelką cenę chronił zdemoralizowanych duchownych, którzy napędzają mu wiernych i przynoszą pieniądze. Duchowni, którzy ujawniają tego typu skandale, są natychmiast stygmatyzowani. Twierdzi się, że to osoby chore, albo naznaczone orientacją homoseksualną, którą tak zaciekle zwalcza kościół.

*Ważni dostojnicy kościoła często są otaczani przez filtry. To sekretarze i odźwierni. Nie zawsze jest tak, że blokując dostęp do swych pryncypałów, chcą coś przed nimi ukryć. Często ich użyteczność wobec przełożonych polega na tym, żeby nikt im nie zarzucił, że mają oficjalną wiedzę o nadużyciach.

*Wejście w konserwatywną narrację z naciskiem na seksualność to bardzo często stosowana strategia obronna zdemoralizowanych seksualnie hierarchów.

*Na sukces w tym systemie mogą liczyć  przede wszystkim dworzanie hierarchów. Nie ma najmniejszego znaczenia, że model awansu wypacza misję kościoła. Biskup ma posłuch, a otaczający go klakierzy mają powód, by nigdy nie szczędzić mu pochwał. Naruszenie reguł tej transakcji nie ma sensu. Żeby ją uzasadnić kościół w ciągu wieków podkreślał wagę zasady posłuszeństwa, które ślubuje biskupowi każdy z podległych mu duchownych.

*Katolickie wychowanie w modelu grzeczności i usłużności, stosunek dzieci wobec starszych oraz kobiet wobec mężczyzn to jądro przemocy w rodzinach i małżeństwach.

*Im większa władza w kościele, tym większa towarzyszy jej podejrzliwość tych, którzy ją sprawują, oraz większe przekonanie, że podwładni grzeszą nielojalnością i nieustannie knują.

*Polski katolicyzm to antypoznawczy projekt ufundowany  na przeświadczeniu o wielkości narodu polskiego, w którego realizacji hierarchia kościelna dogada się z każdą władzą.

*Władza psuje i rozleniwia hierarchów. Skutek jest taki, że dziś nadwiślańscy biskupi nie potrafią się zdobyć choćby na elementarny wysiłek intelektualny, by zaproponować Polakom coś więcej poza powtarzaniem magicznych i rytualnych gestów z przeszłości, które mają zdjąć z rodaków wszystkie nieszczęścia.

      Powyższe zasady pozwalają zrozumieć poniewieranie księdza Lemańskiego, którego się dopuszczał abp Hoser, pozwalają zrozumieć ataki abp Jędraszewskiego na dzieci cieszące się z halloween, na kobiety walczące o swoje prawa i na wszystkich, których można bezkarnie pozbawiać czci i godności.  „Gomora” Stanisława Obirka i Artura Nowaka nie jest atakiem wrogów na kościół, jest poważną próbą diagnozy, jest głęboką refleksją nie tylko   nad samym zepsuciem, ale i jego źródłami.