Blue Flower

    

        Holocaust nie zakończył się w chwili rozgromienia Rzeszy Niemieckiej i likwidacji obozów zagłady. Nie zakończyło go też wypędzenie Żydów z Polski w roku 1968, który to fakt uchodzi za ostatni pogrom dokonany  w Europie. Holocaust trwał jeszcze w latach 80-tych ubiegłego wieku, bo ciągle  rozgrzebywano zbiorowe mogiły wokół Treblinki, Bełżca i Sobiboru. I nigdy też  oficjalnie nie potępili tego procederu ani przedstawiciele władzy ani hierarchowie polskiego kościoła, którzy powinni być chyba najbardziej oburzeni faktem masowego bezczeszczenia miejsc skrywających prochy pomordowanych. 

       Holocaust pozostawił szczególnie silną skazę  w umysłach Polaków mieszkających w pobliżu miejsc, do których zmierzały niezliczone pociągi wypełnione skazanymi na śmierć Żydami. Świadectwem wieloletniej żywotności tej skazy było rozkopywanie prochów pomordowanych i spalonych w poszukiwaniu „żydowskiego złota”. I ten sposób zarabiania nie tylko nie był rzadkością, ale był także kontynuowany przez kolejne pokolenia poszukiwaczy. 

        O „pozyskiwaniu żydowskiego złota” ze zbiorowych mogił, z pól zasypanych prochami ofiar czy też z obozowych, kloacznych  dołów  jako pierwszy napisał  Mordechaj Canin w zbiorze Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, (ŻIH Warszawa 2018) a Jan Tomasz Gross poświęcił temu tematowi Złote żniwa (Znak, Kraków 2011).  Te dwie publikacje opisują funkcjonowanie tego procederu w pierwszych powojennych latach. Paweł Piotr Reszka ukazał w reportażu Płuczki (Warszawa 2019) kolejne pokolenia poszukiwaczy. Książka Reszki jest wynikiem rozmów autora  z kopaczami, z ich potomkami i ze świadkami  działania płuczek, czyli prymitywnych urządzeń służących do wypłukiwania kosztowności z rozkopywanych masowych grobów. 

        Czytałem Płuczki w pierwszym tygodniu listopada,  czyli po wizytach na cmentarzach i po lekturze okolicznościowych tekstów poświęconych zmarłym i kultowi zmarłych w naszej kulturze i być może to właśnie ten  kontekst sprawił, że nie mogłem nie odnosić profanowania prochów ofiar Holocaustu do powszechnego u nas manifestowania szacunku dla zmarłych. Nie mogłem nie odnosić milczenia na masowe  wyrywania złotych zębów z wygrzebanych czaszek pod Sobiborem lub Bełżcem do pełnych oburzenia wypowiedzi kościelnych hierarchów i polityków po ujawnieniu zniszczenia zniczy i wazonów przez nastoletnich wandali  na cmentarzu katolickim. Nie mogę zrozumieć milczenia, bezczynności i obojętności wobec wieloletniego bezczeszczenia miejsc kryjących prochy setek tysięcy ofiar Holocaustu.  Obłuda to, cynizm, czy może ukryty, ale żywy ciągle antysemityzm?  Tylko nieśmiało przypomnę, o ile potrafię czytać ze zrozumieniem, że Bóg stworzył człowieka,  nie Polaka-katolika. Nic też nie ma w znanej mi Biblii, aby  inne narody i wyznawcy innych religii byli  wytworami  Szatana. Tylko nieśmiało przypomnę, o ile potrafię czytać ze zrozumieniem, że Chrystus nakazywał kochać i szanować każdego człowieka, nie tylko Polaka-katolika. Jeżeli jest inaczej, to być może czytałem jakieś inne Pismo?

      W znanych mi recenzjach Płuczek podkreśla się przede wszystkim obojętność kopaczy i całego ich społecznego otoczenia na fakt bezczeszczenia prochów zmarłych. Jednak bardziej powinniśmy być zdziwieni i oburzeni zobojętnieniem tych, którzy przypisują sobie prawo bycia autorytetami czy  też  strażnikami moralności. A takie przecież prawa przypisują sobie ludzie władzy i  kapłani wszystkich kościołów. Jakkolwiek oburza, budzi odrazę i głębokie zażenowanie fakt penetrowania miejsc, które powinny być uznane za święte, jakkolwiek wydaje się to etycznie i estetycznie niewyobrażalne, to w jakimś stopniu można zrozumieć motywacje ludzi doświadczonych złem sześciu lat okupacji i powojenną biedą. Ci, w znakomitej większości, prości ludzie brak zdecydowanej reakcji władz, brak głosu potępienia ze strony kapłanów odczytywali jako akceptację czy też ciche przyzwolenie.

       Rozkopywanie mogił pomordowanych Żydów nie było postrzegane przez samych poszukiwaczy i ich otoczenie jako działalność moralnie obojętna o czym może świadczyć  przekonanie, że te pieniądze z Kozielska (teren graniczący z obozem w Bełżcu) są niedorobne. To znaczy, że niczego się na nich nie dorobisz, bo to ludzka krzywda (Płuczki, s. 40).

       Jeżeli kopacze mogli mieć wątpliwości moralne związane ze swoją działalnością, to takich wątpliwości nie powinni mieć księża. Jednak ani u Canina, ani Grossa, ani Reszki nie można znaleźć przekazów dotyczących nazwania zła złem przez lokalnego kapłana czy też jakiegoś hierarchę, nie można znaleźć przekazów dotyczących  prób powstrzymania tych  masowych grabieży dokonywanych na cmentarzach. Znamienna jest odpowiedź  jednego z bohaterów reportażu na pytanie autora: - Czy ktoś we wsi   mówił, że to, co robicie jest złe? Nie. Może i księża powinni coś powiedzieć, ale nie zwracali na to uwagi (s.18).  Wielu rozmówców Reszki podkreśla często swoją religijność i czynią to w sposób dość  naiwny (Nie, w niedziele nie kopali, ot tak ktoś może poszedł sobie spacerkiem i jeszcze nogą gdzieś tam coś ruszył. Każdy był bogobojny, wierzący i uważał, że w niedzielę nie należy pracować (s. 44).), ale jednoznaczny głos potępienia z ambony ograniczyłby zapewne skalę tej profanacji.

        Jednak najczęściej kopacze nie byli skłonni do refleksji moralnych.  Gdy córka próbowała skłonić do oceny moralnej swoją matkę, która wielokrootnie pracowała na Kozielsku i zadała jej proste pytanie:  Mamo! A to (szukanie tam złota) było coś złe czy dobre?, to usłyszała zaskakująca odpowiedź: - Gdzież dobre?! Śmierdziało! (s. 11).

        Szczególną moralną legitymację dla kopaczy stanowił antysemityzm; Tu Żydów ludzie raczej nie lubieli. Lichwiarze i oszuści trochę (s. 37).  Żeby tych Żydów Niemiec nie wydusił, toby Polaki nie mieli co robić w Polsce. Byłaby żydownia (s. 57).

        Jednak i antysemityzmowi towarzyszyła czasem i pewna refleksja:: Nieraz mamusia z sąsiadką rozmawiała, tu taka starsza pani mieszkała, że Żydzi Pana Jezusa co zabili, to zabili, ale na krwi przelanej się nie zbudujesz (s. 70).

        Zakończę swoje nieśmiałe uwagi cytatami, które pozostawię bez komentarza a które może zachęcą do kupienia i przeczytania książki Pawła Piotra Reszki. 

       O złocie ludzie mówią między sobą najchętniej. Na przykład o człowieku z sąsiedniej wioski, który zaraz po wyzwoleniu wiele dni siedział w latrynie obozowej, przykryty deskami, i warstwa po warstwie przeszukiwał fekalia. Rodzina przychodziła po urobek. Albo o tym, co można było znaleźć, jak się uprawiało pole niedaleko obozu. Kosztowności  same wychodziły z ziemi. Albo o tym, jak po wojnie na części obozu sadzili las i ludzie biegli za pługiem, patrzyli, czy brona nie wywlecze na powierzchnię czegoś błyszczącego, prawie bili się między sobą (s. 155).

       Włosy, ręce, palce, całe głowy. Smród niesamowity, ino na teren się weszło. Widziałem wykopany dół, wyciągali trupa, jeszcze żywe ciało. Jeden ręką za włosy trzymał i rydlem, znaczy szpadlem, walił w szyję, żeby głowę obciąć, bo jeszcze się trzymała korpusu. To właśnie była rąbanka. Bo rąbali. Potem szczękę wyłamał i do kieszeni. Po ząbku przecież nie wyjmował. I potem jeszcze brał kawałek chleba, słoninę, co ją miał w kieszeni w szmatę zawiniętą, i jadł w tym wszystkim, tymi ręcami, co grzebał (s. 43).

       Wszystko tam było. Obrączki, łańcuszki, dolary. A jak który trafił na dół, gdzie wszyscy jeszcze nie pognili, zobaczył, że ma zęby złote, ciupnął kurde głowę, pod pachę i do lasu i tam dopiero patrzył (s. 47).

       Psy wygrzebały czaszkę. Tam dalej na wyrębie krowy paśliśmy, pędziliśmy je ścieżką. To było po wojnie. I nieraz my ją kopali, w piłkę tą czaszką grali. O, jak dzieci. (s. 36)

        Były miejsca, gdzie jeszcze całe ciała leżały, niespalone. Jak śledzie leżały w tych dołach. I byli ludzie, co je oglądali. Patrzyli w zęby i inne miejsca. (…) A jedna kobieta nawet znalazła dolary u Żydówki między tymi no, między nogami.  (s. 19)

         Paweł Piotr Reszka  jest  laureatem  Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, co stanowi chyba najlepszą rekomendację. Autor Płuczek  uświadomił mi, że Holocaust skończył  się dopiero w momencie zaprzestania bezczeszczenia i okradania żydowskich grobów. Holocaust może się skończył, ale antysemityzm nie umiera, czego bolesnym świadectwem jest obecność w polskim sejmu posła Brauna i jemu podobnych.