Sięgając po książkę Bogdy Borowicz spodziewałem się sentymentalnego grzebania w rodzinnych mitach i legendach, spodziewałem się patetycznych uniesień nad wujami-bohaterami oraz ronienia łez nad wujami-ofiarami, po których przetoczyło się zło Europy pierwszej połowy XX wieku (dwa totalitaryzmy). Lektura „Wypominków Rodzinnych” dobitnie pokazuje, że Autorka ma nad kim łzy ronić i ma kogo uwznioślać, jednak w swojej opowieści wstrzemięźliwie ujawnia własne uczucia i nie nadużywa przymiotników!
Szczególną zaletą książki jest jej narracja, czasem sentymentalna, czasem wzruszająca, czasem rozbawiająca lub zaskakująca, ale żadnej z tych przypraw nie jest ani zbyt dużo, ani zbyt mało. Jest ich tyle właśnie, ile potrzebuje opowieść, aby nie znużyć, aby nie zniechęcić lub nie zanudzić. „Wypominki Rodzinne” ponadto przybliżają wiele rozległych kontekstów historycznych, na tle których toczyły się losy bohaterów książki. Sięgając do poważnych opracowań historycznych Autorka ukazuje wpływ wielkiej historii na losy ludzi, uświadamia czytelnikowi, że historia to nie tylko wiedza o przeszłości zawarta w podręcznikach i dokumentach, ale także siła, która decyduje o życiu ludzkim. To ona czasem nadaje mu sens i wartość, bywa, że je uwzniośla i uskrzydla, ale także skazuje na egzystencję pełną smutku lub bezgranicznego cierpienia.
Opowieść Bogdy Borowicz ma jasno sprecyzowany cel i dominuje w niej ton bardzo rzeczowy. Autorka nie tylko wydobyła z zakamarków pamięci i dostępnych jeszcze dokumentów zbiór faktów zasadniczych i poważnych, nie tylko dotarła do szczegółów i niuansów z życia wielu osób, nie tylko przywołała konteksty historyczne i obyczajowe, ale zapanowała nad tym chaosem i stworzyła uporządkowaną i wiarygodną całość. Przywołując losy związanych małżeństwem rodów nie ogranicza się do uporządkowania wszystkich wstępnych i zstępnych, jak to określają prawnicy, ale próbuje w skomplikowanych czasem biografiach, w zaskakujących życiowych drogach, w niespodziewanych sytuacjach lub trudnych wyborach odnaleźć jakąś głębszą prawdę. Wszystko to decyduje o tym, że książka ta wykracza bardzo daleko poza granice określonego typu literatury.
Autorka „Wypominków Rodzinnych” należy do pokolenia bardzo szczególnego, którego dzieciństwo przypadło na okres wojny a dojrzewanie na bardzo mroczny czas stalinizmu. Nie chcę się użalać nad tym pokoleniem, ale wskazać na pewien szczegół, który w dużym stopniu go ukształtował. Młodzież z tej generacji uczęszczała do szkół, w których nauczali profesorowie wykształceni w okresie międzywojennym. Wielu z nich przed wojną zdobywało pedagogiczne doświadczenie i to był ten historyczny bonus. Kult słowa pisanego, sprawne posługiwanie się językiem, swobodne poruszanie się po literaturze, szacunek dla autorytetów, szeroka wiedza humanistyczna i potrzeba konfrontowania jej ze źródłami są świadectwem dobrej szkoły, której już następne pokolenia nie doświadczyły! Nieprzypadkowo przecież pojawiają się w „Wypominkach Rodzinnych” i motto z Arystotelesa, i łacińskie sentencje, i cały szereg dzieł literackich i naukowych, do których Autorka odsyła, lub które przywołuje. Mimo agresywnej indoktrynacji powojenne szkoły dawały solidne wykształcenie.
Wykraczają też „Wypominki Rodzinne” poza swoją półkę księgarską i w staranności, z którą je wydano. Prosta, ale szlachetna szata graficzna, solidnie zrobiona korekta oraz liczne zdjęcia i dokumenty profesjonalnie przygotowane do druku są świadectwem szczególnego pietyzmu, z którym ta publikacja została wydana. Książka Bogdy Borowicz nie jest pierwszą tego typu publikacją, którą przeczytałem, ale jest pierwszą wydaną z dbałością o każdy szczegół, co dla mnie jest przede wszystkim świadectwem szacunku dla potencjalnego czytelnika!
Świadectwem pietyzmu, z którym pochylano się nad tym dziełem jest dołączona do niego płytka cd, na której umieszczono drzewa genealogiczne oraz starannie uporządkowane zdjęcia. Jest to dodatek szczególnie ważny dla wszystkich, do których ta publikacja jest skierowana przede wszystkim. Nad tą jej częścią sprawował swoją pieczę mąż Autorki, który jest mi znany jako wzór rzetelności, odpowiedzialności i poszanowania zasad i praw powszechnie obowiązujących, dlatego można wierzyć, że nie pominięto żadnego genealogicznego źródła, żadnego śladu ani żadnego tropu.
Patent na pralkę automatyczną (genialne!), cudowne anegdoty (np. o profesorze Deszczu), nieznane mi wcześniej kulisy parady polskich żołnierzy w Nagasaki nadają książce niezwykłego smaku, ale dla mnie najważniejsze jest podobieństwo tej publikacji do „Fałszerzy pieprzu” Moniki Sznajdernam, która również przedstawiła losy dwóch rodów połączonych małżeństwem. Matka Moniki Sznajderman wywodzi się z rodziny o szlacheckich i ziemiańskich tradycjach, jej ojciec był Żydem. Małżeństwo połączyło dwie różne kultury, dwie różne tradycje, dwie różne religie. Małżeństwo Bogdy i Józefa Borowiczów również połączyło rodziny z dwóch różnych światów! Świat Bogdy Borowicz to świat skazany przez historię na tułaczkę, na wypędzenie, na brutalne oderwanie od korzeni. Świat Józefa Borowicza to świat trwania, mimo różnych przeciwności losu, na ziemi ojców. I te dwa światy spotkały się i stworzyły świat nowy, oparty na wzajemnym zrozumieniu, oparty na wzajemnym szacunku i zaufaniu. I to jest chyba w tym wszystkim najważniejsze.