Drukuj 

      W wieku XIX nasi pradziadowie żyli w przekonaniu, że człowiek może być dumny ze swoich osiągnięć, że dzięki nauce podporządkował sobie całą Naturę i dzięki temu  żyło się wygodniej, łatwiej i przyjemniej. Opatuleni w naturalne futra, kierujący rynsztokami do rzek swoje nieczystości i podziwiający w cyrkach tańczące słonie  nie czuli wyrzutów sumienia, gdyż Matka Natura potrafiła naprawić wszystkie wyrządzone przez człowieka szkody.

      W roku pańskim 2019  nie tylko nie mamy powodów do dumy, nie tylko powinniśmy być świadomi  odpowiedzialności za postępującą degradację świata przyrody i zmiany klimatyczne, ale także powinniśmy, w granicach swoich możliwości, ograniczać szkodliwe zachowania (oszczędzać wodę, nie kupować rzeczy zbytecznych, ograniczać poruszanie się samochodami osobowymi itp.).

      W roku pańskim 2019 powinniśmy w naszych relacjach ze zwierzętami kierować świadomością, że mają one swoje prawa, że, podobnie jak my, odczuwają  ból, strach i głód. Jeżeli jesteśmy zmuszeni do wyrządzania im krzywdy w hodowlach i ubojniach, to nie polujmy na nie dla zaspokojenia atawistycznych żądz i nie dręczmy ich w cyrkach!

      Niestety, w otaczającej nas rzeczywistości wstyd za degradację świata przyrody i troskę o jej (i naszą) przyszłość wyraża jedynie nastolatka w swoim wakacyjnym proteście przed polskim sejmem. Ten wstyd i troska obce są pełniącym ważne funkcje  na wszystkich szczeblach naszej władzy! Kolejni ministrowie ochrony środowiska niszczący z zadziwiającym uporem polskie puszcze i sprowadzający do Polski niewyobrażalne ilości odpadów  (wspierani przez  Annę Paluch, posłankę PiS-u z Podhala – o czym warto pamiętać w czasie jesiennych wyborów) są symbolicznym znakiem stosunku obecnych elit wobec problemów z zatrutym powietrzem, malejącymi zasobami wody pitnej i zmieniającym się klimatem.  

      Tą chorobą niezrozumienia i obojętności zainfekowane są także i lokalne „elity”, czego przykładem jest Nowy Targ. Tutaj walka ze smogiem (werbalna tylko) kończy się wraz z pierwszym wiosennym wiatrem rozpędzającym zatrute powietrze, tutaj wycięto liczne drzewa bez szczególnej potrzeby, tutaj (ku uciesze gawiedzi) sprowadza się do miasta cyrk (w tym roku już dwukrotnie) z tresowanymi (czytaj: dręczonymi) zwierzętami.  I nic nie znaczy dla burmistrza Watychy, że tresura tych zwierząt wiąże się z ich cierpieniem, nic też nie znaczy dla burmistrza Watychy, że są one przetrzymywane i transportowane w ciasnych klatkach, że w tzw. trasie, która trwa kilka miesięcy, zwierzęta te nie mają możliwości korzystania z wybiegu. Nic też nie znaczy dla burmistrza Watychy, że coraz więcej miast w Europie i w Polsce odmawia gościny cyrkom ze zwierzętami!

       Czy burmistrz Watycha lubi pogapić się i lubi pokazywać swoim dziateczkom poruszające się apatycznie udręczone zwierzęta?  Chyba lubi, bo z lubością przyglądał się także pomordowanym przez myśliwych zwierzętom i nie raziła go obecność dzieci przy tym barbarzyńskim rytuale.  

       Jednym ze znaków naszego czasu są rosnące rzesze zwolenników teorii o płaskości Ziemi, są rosnące rzesze odrzucających teorię Darwina, są rosnące rzesze przekonanych o szkodliwości masowych szczepień. Rośnie także liczba osób przekonanych, że smugi za lecącymi samolotami dowodzą, że jacyś ONI rozpylają tajemnicze substancje, których działanie nie jest wprawdzie rozpoznane, ale z pewnością jest zbrodnicze.

         I proszę mi wytłumaczyć, dlaczego bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że burmistrz Watycha też wierzy w płaskość Ziemi, też wątpi w teorię ewolucji, też rozpina parasol pod przelatującym nad nim samolotem?