Historię sprawowania urzędu przez burmistrza Watychę można spisać wokół kolejnych odwrotów, wokół kolejnych podawań tyłów i chowania głowy w piasek. Wycofywanie się z wcześniejszych decyzji lub obietnic stało się znakiem szczególnym kadencji tego samorządowca (mam nadzieję, że pierwszej i ostatniej). Jeżeli wcześniej podjęte decyzje lub działania natrafiają na jakieś przeszkody, jeżeli wymagają kompromisu i umiejętności negocjowania, przekonywania do swoich racji, to kierowany przez burmistrza Watychę urząd rejteruje, wycofuje się, wymachuje białą flagą. Ale przecież nie o racje Grzegorza Watychy chodzi zazwyczaj, ale o racje włodarza miasta, który powinien kierować się nie dobrem własnym, ale dobrem wszystkich mieszkańców Nowego Targu.
Symptomatycznym dla całej kadencji stało się sprzeniewierzenie wyborczej obietnicy, zgodnie z którą po zwycięskich wyborach miał powołać tylko jednego swojego zastępcę. Bardzo chwytliwe, populistyczne hasełko! Jeden zastępca mniej, to w budżecie miasta zostają spore pieniądze, które można wykorzystać na inne cele. Okazało się jednak, że burmistrz Watycha bardzo prędko powołał i drugiego wiceburmistrza. Trudno się jednak "panu burmistrzu" dziwić, przecież nie mógł zrezygnować z pomocy osoby o nieograniczonych granicach intelektualnych, nie mógł przecież nie powołąć osoby o niezmiernie bogatym doświadczeniu w pracy samorzadowej oraz nieokiełznanej wyobraźni. Nie mógł przecież, dla dobra Miasta, nie docenić tak niezwykłej artystycznej wrażliwości wyrażającej się sekretnym pragnieniem ujrzenia skromnie odzianego Mariusza Pudzianowskiego ciągnącego ciężarówkę po nowotarskim Rynku. Tak więc pani Joanna dwojga nazwisk została zastępcą burmistrza miasta.
Już w pierwszych miesiącach sprawowania swojego urzędu burmistrz Watycha zaplanował przesunięcie granic starego cmentarza, co było posunięciem zadziwiającym, gdyż nowy cmentarz został już formalnie utworzony, ogrodzony i przygotowany do pełnienia swoich funkcji. Nie przeszkadzało to jednak zlecić fachowcom wykonania wielu czynności mających na celu powiększenia starej nekropolii. Nietrudno było jednak przewidzieć mieszkańców ulic sąsiadujących z cmentarzem. Burmistrz ich oporu jednak nie przewidział, ale już pierwsze sygnały społecznego sprzeciwu skłoniły go do wycofania się z tego pomysłu. Podejrzewano wówczas, że nie chodziło o cmentarz, ale o zmianę lokalnego planu zagospodarowanie, aby w ten sposób umożliwić budowę parkingu niezbędnego do obsługi planowanego w tym miejscu (przez tajemniczych inwestorów) stoku narciarskiego.
Niedługo potem nasz włodarz planował budowę ścieżki rowerowej nad potokiem na Kowańcu. I znowu zlecił wykonanie wstępnych prac, i znowu wycofał się spiesznie po pojawieniu się pierwszych głosów sprzeciwu. I po raz kolejny nie było trudno przewidzieć, jak zareagują właściciele działek, przez które ścieżka miała przebiegać. Więc po co było to zamieszanie, planowanie i ogłaszanie? Czy była to tylko fikcja mająca pokazać aktywność urzędu? Nie mogę tego wykluczyć, ale bardziej prawdopodobny w tym zamieszaniu jest brak wyobraźni i racjonalnego podejścia do sprawy, w której dobro kilku właścicieli działek stało w sprzeczności z dobrem ogółu. W takich sytuacjach trzeba negocjować, ale nie jest to łatwa sztuka. I zawsze łatwiej podawać tyły, jak dawniej mawiano. Można było jednak powiedzieć, że się chciało, ale niedobrzy mieszkańcy nie wyrazili zgody.
Wycofał się także burmistrz Watycha z pomysłu oddania budynku po gimnazjum likwidowanym w wyniku reformy edukacji. Na długo jeszcze przed formalnym wprowadzeniem tej fatalnej reformy włodarz Nowego Targu zamierzał oddać ten szkolny budynek sąsiadującej z nim szkole średniej, czym ochoczo przyklasnął planom minister Zalewskiej. Pan Watycha nie uczestniczył i nie delegował swoich przedstawicieli na debaty o planowanej reformie, ignorował zaproszenia organizatorów i nie miał ochoty uczestniczenia w dyskusjach na jeden z ważniejszych tematów społecznych. Wprowadzana reforma postawiła przed samorządowcami niezmiernie trudne zadanie, gdyż muszą pogodzić zmianę systemu edukacji, oczekiwania rodziców i nauczycieli oraz ograniczone finanse publiczne przeznaczane na funkcjonowanie szkół szczebla podstawowego i średniego. I pomysł przeznaczenia budynku Gimnazjum nr 1 był z ekonomicznego, demograficznego i społecznego punktu widzenia racjonalny. Jednak był sprzeczny z oczekiwaniem rodziców i nauczycieli, który pragnęli odtworzenia w tym miejscu szkoły podstawowej. Należało wówczas z rodzicami i nauczycielami negocjować, należało przedstawić im wszystkie argumenty i poszukać rozwiązania kompromisowego. Jednak po raz kolejny władze Nowego Targu podwinęły ogon pod siebie.
Wycofał się także burmistrz Watycha z odpowiedzialności za miejskie obchody świąt i rocznic historyczno-patriotycznych. Smutnym przykładem tego wycofania były tegoroczne obchody rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Przez pewien czas Miasto przyłączało się do obchodów organizowanych przez Nowotarską Grupę Mieszkańców Pamięć, której liderka uprawia żałosną godnościową tromtadrację i w prymitywny sposób upraszcza meandry naszej historii. Jednak między nowotarskimi włodarzami a liderką Pamięci wybuchł żenujący konflikt. Oczywiście o pieniądze! Przecież nie mógł to być spór o imponderabilia czy też aksjomaty. O kasę się pożarli. O kasę! I dlatego pod Krzyżem Katyńskim rocznicę powstania zorganizowali działacze PiS-u i działacze Pamięci właśnie, pod Kopcem Wolności powstańcom warszawskim oddawali hołd główni przeciwnicy Pamięci, czyli wiceburmistrz dwojga nazwisk ze swoją świtą. Andrzej Rajski – przewodniczący rady miasta i z burmistrz Grzegorz Watychą na żadne uroczystości nie przyszli! Złożyli (prywatnie!!!) kwiaty na grobach uczestniczących w powstaniu nowotarżan. A przecież to przede wszystkim Grzegorz Watycha i Andrzej Rajski powinni w imieniu mieszkańców Nowego Targu złożyć hołd powstańcom! Prywatnie będą mogli to robić, gdy już przestaną pełnić swoje funkcje.
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie sam burmistrz Watycha, który ostatnio odtańczył jedyny w swoim rodzaju taniec związany z opłatami na nowym jarmarku. Raz zapragnął je podnieść tylko trochę, później zrównać ze stawkami płaconymi przez kupców na ulicy Ludźmierskiej, aby się w końcu wycofać w tych pomysłów. Przy pierwszych oznakach sprzeciwu przestał się liczyć interes miasta, przestały być ważne inne argumenty (np. równe traktowanie podmiotów gospodarczych, poczucie sprawiedliwości), ważna stała się jedynie ewentualna możliwość utraty potencjalnych wyborców przez burmistrza Watychę. I o tych lękach pana GW pamiętajmy przy następnych wyborach.