Blue Flower

       Proponowane zmiany w oświacie, które przez jej przeciwników bywają nazywane deformą, muszą budzić opór, niepokój i nieufność. Dzieje się tak dlatego, że minister Anna   Zalewska prowadząc swoją kampanię, której celem jest przekonanie rodziców i nauczycieli do proponowanych reform, posługuje się dziwną nowomową i półprawdami.

       Tłumacząc potrzebę likwidowania gimnazjów wielokrotnie powoływała się na badania, których autorzy mieli jakoby twierdzić, że to jedyna droga uzdrowienia polskiej oświaty. Jednak sami autorzy nie kryli swojego zdziwienia, że ich badania i publikacje zostały w taki sposób zinterpretowane i wykorzystane.  Omawiając wyniki swoich badań wskazywali na dobre i złe strony gimnazjów, proponowali sposoby poprawienia niektórych aspektów ich pracy, ale żaden z nich nie sugerował nawet, że trzeba je  zlikwidować!

     Minister Zalewska twierdziła także, że likwidacji gimnazjów domagali się rektorzy szkół wyższych, zdaniem których za niski poziom wiedzy studentów odpowiadają właśnie gimnazja. Jednak na ten temat z rektorami nikt z Ministerstwa Edukacji nie rozmawiał, tylko wyciągnięto pochopny i wygodny wniosek z licznych narzekań nauczycieli akademickich, którzy wielokrotnie wypowiadali się na temat niskiego poziomu wiedzy młodzieży kończącej szkoły średnie i podejmującej studia. Jednak wielu z nich zapomina, że dawniej studiowali nieliczni, najlepsi absolwenci szkół średnich.  Dzisiaj studiuje ich wielokrotnie więcej (uczelnie chcąc zarabiać przyjmują wszystkich z maturą!),   więc nie należy oczekiwać, że wszyscy będą geniuszami.

        Kolejną ulubioną „prawdą” minister Zalewskiej jest twierdzenie że,  nad reformą pracowało 2000 specjalistów. W prasie i w Internecie można znaleźć oświadczenia osób, których nazwiska znalazły się na liście Ekspertów Dobrej Zmiany, ale które nie pracowały przy tworzeniu tego czegoś, co nazywane bywa reformą edukacji.

       Wielokrotnie też minister Zalewska wypowiadała się o przeprowadzonych konsultacjach społecznych, które miały formę debat. Nie wspominała jednak, że na te konsultacje wstęp miały tylko wyselekcjonowane osoby, że dywagowano o wszystkim i o niczym, że żadna z tych debat nie skończyła się przyjęciem jakiegokolwiek dokumentu zawierającego propozycje, wnioski lub uwagi do forsowanych zmian w systemie oświaty.

         I nie jest to koniec „prawd” towarzyszących batalii prowadzonej przez rząd i resort edukacji, zdaniem których nauczyciele nie muszą się obwiać utraty pracy. Jednak, jak wyliczyli samorządowcy z Częstochowy, w ich mieście, w wyniku wprowadzonych zmian, musi stracić pracę około 200 nauczycieli. I komu wierzyć? Pani minister, która wielokrotnie z prawdą się rozmija, czy samorządowcom?

      No i kilka uwag o gimnazjach i zatrudnionych tam nauczycielach. Wprowadzenie tego  elementu systemu edukacji przyjmowane było z rezerwą i nieufnością. W pierwszych latach działania zrodził się nawet stereotyp, że są one wylęgarnią patologii, że tam wszystko, co złe w szkołach, jest w sposób szczególny skumulowane. Na nauczycieli gimnazjalnych patrzono jak na skazańców, którzy musieli z tym wszelakim złem się borykać. Jednak przyszedł czas, że ze zdziwieniem zaczęliśmy się dowiadywać, że w międzynarodowych badaniach polscy gimnazjaliści nie wypadają kompromitująco, że w kolejnych latach osiągają dobre i bardzo dobre wyniki! I nie stało się to samo. Nauczyciele gimnazjów dokształcali się i szkolili nieustannie, doskonalili swoje kompetencje, stawali się coraz lepiej przygotowani do pracy z młodzieżą w szczególnie trudnym okresie dojrzewania. Wielu specjalistów zajmujących się kształceniem nauczycieli i badających różne aspekty funkcjonowania polskiej oświaty twierdzi, że to właśnie nauczyciele gimnazjalni są dzisiaj najlepiej przygotowani do swojej pracy. I nie chodzi tutaj o antagonizowanie nauczycieli poszczególnych typów szkół, ale o stwierdzenie, że nauczyciele gimnazjalni poddani zostali szczególnej próbie i podołali jej w sposób zadziwiająco dobry. I dzisiaj chce się ten cały wysiłek zmarnować, bo ktoś tam stwierdził, że chodził do ośmiolatki i było mu tam dobrze?

     Jest naiwnością wiara, że uda się wrócić do starego systemu, do starego modelu szkoły, do starych, sprawdzonych kiedyś metod. Tak może sądzić  tylko ten, kto nie dostrzega zmian cywilizacyjnych, które się już dokonały i których już wycofać się nie da.

      Nie mogą wobec tej deformy być obojętni nauczyciele szkół podstawowych i średnich, gdyż i ich ona dotknie boleśnie. Wystarczy spojrzeć na planowane siatki godzin.

      I na koniec mała retrospekcja. W klasie piątej lub szóstej na lekcji  języka rosyjskiego nauczycielka przez całą godzinę czytała nam życiorys Lenina. Na następnej lekcji zrobiła z tego życiorysu sprawdzian. Jak się później okazało, wzięliśmy udział w szkolnym konkursie wiedzy o Leninie. Koleżankę, która napisała ten sprawdzian najlepiej, obdarowano książką. Nie była to jednak nagroda, ale materiał, który miała przestudiować na międzyszkolny etap tego konkursu, I na nic zdały się jej opory i płacz. Musiała reprezentować szkołę na zewnątrz. To wydarzenie przypomniałem sobie  po przeczytaniu informacji, że któryś kurator oświaty ogłosił konkurs wiedzy o Lechu Kaczyńskim. Dodam tylko, że Lenin budził w większości  z nas obrzydzenie i niechęć, opowiadaliśmy o nim wymyślne, często wulgarne dowcipy. Czy o taki efekt edukacyjny chodzi tej Dobrej Zmianie?