Drukuj 

      

        Holocaust. Shoah. Zagłada.  Ludobójstwo dokonane na Żydach w czasie II wojny światowej wydaje się być tematem rozpoznanym i opisanym. Nie jest to jednak  jeszcze temat zamknięty! Znane są  rozmiary Zagłady, oczywiste są jej źródła tkwiące w faszyzmie i nikt nie ma wątpliwości we wskazaniu  głównych sprawców.  Ciągle jeszcze otwarty jest jednak problem współodpowiedzialności świadków. Tematem sporu pozostaje też skala polskiego antysemityzmu, który przecież wpływał na postawy dużej części Polaków wobec zbrodni dokonywanej na narodzie żydowskim. 

       Antysemityzm funkcjonując od czasów biblijnych zmieniał swoje formy i nie jest łatwo go zdefiniować  bez odniesień historycznych.  Najcelniej, moim zdaniem, określił jego istotę  Jerzy Jedlicki, który napisał że: W potocznym obrazie świata w Europie środkowo-wschodniej Żyd był jednocześnie postacią centralną i zupełnie uboczną. Postacią centralną był Żyd wieczny tułacz, zabójca Chrystusa, truciciel, świętokradca, szpieg, bogacz, lichwiarz, spekulant, komunista, zdrajca, udawany przechrzta, fałszywy patriota, nienawistny i na każdym kroku  szkodzący wróg narodu  polskiego, niemieckiego, rosyjskiego litewskiego, ukraińskiego węgierskiego i jakiego jeszcze chcecie.  Bez tego mitycznego  Żyda, z ukrycia rządzącego światem, nie mógł się i do dziś nie może obyć mentalny krajobraz polskiego narodowca, szczerego oczywiście patrioty i katolika, i każda rozmowa, od czegokolwiek by się zaczęła, na Żydzie się skończy. Postacią zaś zgoła uboczną (…) był ten czy ów Żyd prawdziwy, który miał imię, sklepik czy warsztat,, żył w dostatku albo w nędzy, święcił szabas albo nie, poza tym mógł być syjonistą albo socjalistą, albo asymilantem, wielekroć upokarzanym i przeciw upokorzeniom chroniącym się za pancerzem dumy, i był przywiązany do swego miasta, do swego kraju, choć miał z nimi gorzkie swoje porachunki.

      Ofiarą zniewag,  szyderstw, pogromów, morderstw, szantaży padali Żydzi rzeczywiści, ich rodzice, ich dzieci, ich domowe sprzęty, ale zawsze za usprawiedliwienie przemocy służył i do dziś służy Żyd mityczny. Pamięć tych pierwszych (rzeczywistych) jest zamglona i zatarta, za to ten drugi, Żyd wieczny intrygant, jest do dziś w wielu chrześcijańskich umysłach niezastąpiony i zabić go nie można, ponieważ jest nieśmiertelny.    

       Antysemityzm nie mógłby funkcjonować bez wiecznie żywych mitów o tzw. mordach rytualnych dokonywanych przez Żydów. Te oskarżenia zaczęły się szerzyć już w XII wieku w Anglii, potem we Francji i w Niemczech. Żydów oskarżano o zabijanie chrześcijańskich dzieci, aby uzyskać ich krew dodawaną do macy lub używać jej  do przemywania oczu żydowskich niemowląt, gdyż jakoby te rodziły się ślepe! Krew utoczona z chrześcijańskich dzieci miała także neutralizować charakterystyczny dla Żydów, nieprzyjemny zapach. Po II wojnieświatowej mit ten wzbogacono jeszcze o przekonanie, że krwi tej  używano w celach leczniczych - Żydzi umęczeni i schorowani w wyniku  sześciu lat eksterminacji  mieli odzyskiwać dzięki niej zdrowie i siły witalne. Picie tej krwi mogło mieć taki sam terapeutyczny skutek jak jedzenie kaszanki a do jej przetaczania  potrzebne są przecież badania,  odpowiednie warunki i sprzęt medyczny, których dostępność po wojnie była bardzo ograniczona.  Nie logika jest jednak motywacją powtarzania bzdur, absurdów i kłamstw, ale budzenie lęku i podsycanie poczucia zagrożenia ze strony Żydów.  W prawdziwość tych oczywistych absurdów zdawał się wierzyć również kardynał Stefan Wyszyński, o czym pisze Jacek Leociak w „Młynach bożych”.  

         Jeszcze starszym i równie głęboko zakorzenionym stereotypem jest postrzeganie w Żydach bogobójców. W roku 1965 Sobór Watykański II ogłosił deklarację "Nostra Aetate"  o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich, w której między innymi  znalazły się słowa o szkodliwości i kłamliwości tych mitów.  Deklaracja  miała fundamentalnie zmienić stosunek katolików do żydów, chyba jednak pozostała martwym zapisem, o którego istnieniu pamiętają nieliczni. I ciągle jeszcze wielu kapłanów próbuje udramatyzować swoje kazania przywołaniem postaci Żyda mordującego Chrystusa.

I

        Do napisania tego tekstu skłoniły mnie dwa fakty: pojawienie się „Żydów” Piotra Zychowicza na wystawie księgarni na nowotarskim Rynku oraz zadziwiająca  destrukcja IPN-u budzącego liczne obawy już od momentu swojego powołania. I wszystkie najgorsze  przewidywania zaczęły się spełniać, gdy IPN-em przestał kierować profesor Leon Kieres. Pod rządami kolejnych prezesów dokonuje się systematyczna degeneracja tej instytucji i coraz silniejsze wiązanie jej z doraźną polityką.  Od momentu  objęcia funkcji prezesa przez Janusza Kurtykę IPN  dryfuje  po mętnych falach polityki historycznej. Po nominacji dr  Kurtyka nie tylko zmienił gabinet, ale i  poglądy! We wcześniejszych publikacjach  krytycznie oceniał on działanie bandy Ognia (Józefa Kurasia). Ten krwawy podhalański watażka stał się w oczach prezesa Kurtyki bohaterem narodowym, któremu dr Korkuć  (podwładny Kurtyki) napisał wzorcową dla żołnierzy wyklętych hagiografię („Józef Kuraś „Ogień”. Podhalańska wojna 1939-1945”).

       Ostatnim wyczynem instytucji kierowanej obecnie przez Jarosława Szarka jest „udział” pracowników IPN-u (między innymi wspomnianego już Macieja Korkucia) w paryskiej konferencji naukowej poświęconej polskim badaniom nad Holocaustem (21-22 lutego 2019), którą zakłócili osobnicy zwerbowani przez „Gazetę Polską”. Ludzie ci (Polacy mieszkający w Paryżu) w sposób chamski i prowokacyjny zakłócali  wystąpienia profesorów Tomasza Grossą, Jacka Leociaka i Jana Grabowskiego.  Akceptacja tych kompromitujących zachowań przez uczestniczących w konferencji przedstawicieli  IPN-u oraz próby niedopuszczenia do tej konferencji przez  pracowników polskiej ambasady, każą podejrzewać, że za ten skandal  nie odpowiada wyłącznie „Gazeta Polska”. Nie dziwi też odpowiedź Jarosława Gowina na list francuskiej minister nauki,  która potępiła  próby ograniczania wolności nauki i antysemickie zachowania awanturników.  Polski minister nauki i wicepremier oświadczył, że problemy z wolnością nauki występują we Francji nie w Polsce i że na konferencji nie wznoszono antysemickich okrzyków, gdyż polscy miłośnicy wolności nauki  tylko buczeli i tupali!  W trakcie tej konferencji wyłączono mikrofon Maciejowi Korkuciowi, bo mówił nie na temat! Nie wiem, czy obciążał winą za Holocaust całą Platformę  Obywatelską, czy tylko Donalda Tuska, ale w normalnej rzeczywistości propaganda polityczna w trakcie debat naukowych nie jest akceptowana, o czym boleśnie mógł przekonać się piewca mordów dokonanych przez Józefa Kurasia i jego podwładnych.

II

       Stoję nad grobem, a straciłem moją wiarę. Najpierw było mi wstyd, że jestem człowiekiem, bo widziałem, do czego są zdolni niemieccy „ludzie”: potem było mi wstyd, że jestem Polakiem, bo widziałem, jak Polacy potrafili się zachowywać w obliczu tego strasznego cierpienia, jakie spadło na ich żydowskich sąsiadów. A wreszcie zrobiło mi się wstyd, że jestem chrześcijaninem, bo zobaczyłem oblicze świata po dwóch tysiącach lat panowania w Europie chrześcijaństwa. Słowa te wypowiedział świadek zagłady lubelskich Żydów, siwiuteńki kolekcjoner antyków, jak go określił Mordechaj Canin w swojej bardzo szczególnej książce „Przez ruiny i zgliszcza”.  To właśnie wstyd, w moim przekonaniu,  motywuje przede wszystkim historyków związanych z Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu  Filozofii i Socjologii PAN,  historyków z  Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz wielu innych badaczy nie związanych z tymi instytucjami, do  upartego  odkrywania prawdy o Zagładzie Żydów.

         jednak i historycy niezdolni od odczuwania wstydu (taka dysfunkcja), nazwę ich badaczami bezwstydnymi. Anna Bikont w książce „My z Jedwabnego”,  przywołuje słowa Feliksa Tycha (były dyrektor ŻIH), który w jednym ze swoich wywiadów powiedział, że: na podstawie lektury setek pamiętników, można stwierdzić, że  co najmniej 10 procent polskiego społeczeństwa było, incydentalnie lub przez czas dłuższy, zaangażowanym  w akcję pomocy Żydom, większość przyjęła Zagładę z obojętnością, a co najmniej 20-30 procent uznało, że Niemcy pomogli Polakom pozbyć się problemu żydowskiego. Feliks Tych przypomina także  trudną do przyjęcia w Polsce także, ale  oczywistą prawdę,  zgodnie z którą: nie  było wspólnoty losów Żydów i Polaków w czasie wojny. Na śmierć skazany był każdy Żyd, również dziecko. Spośród tych, którzy znaleźli się pod niemiecką okupacją, wymordowano 5-7 procent etnicznych Polaków i 98 procent Żydów.  Jeżeli, nawet przy całej niechęci do Żydów, te proporcje, których nikt nie kwestionuje,  nie stanowią dla historyków podstawy badawczej w poznawaniu prawdy o Holocauście, to  albo kierują się złą wolą, albo też pozbawieni są podstawowych kompetencji badawczych.  

       Zanim zacznę mówić o tych publikacjach, które warto, należy lub wypada przeczytać zajmę się tymi, których nie polecam. A nie polecam  książki Piotra Zychowicza „Żydzi. Opowieści niepoprawne”, której autor znany jest z napastliwych publikacji wobec Niemców, Rosjan i Żydów, z wypowiadania kontrowersyjnych opinii na temat postania warszawskiego i innych ważnych wydarzeń najnowszej historii Polski. Piotr Zychowicz  jest zastępcą redaktora naczelnego „Do Rzeczy” oraz stałym gościem telewizji Republika. Wydaje mi się, że jest to wystarczająca przestroga, aby po jakiekolwiek jego publikacje nie sięgać.  Jednak warto przyjrzeć się okładkom jego dwutomowej książki o Żydach.  Pierwszy tom zdobi znane zdjęcia Lwa Trockiego w otoczeniu innych dostojników bolszewickich przyglądających się jakiejś paradzie na Placu Czerwonym.  Okładkę drugiego tomu opatrzono zdjęciem grupy biegnących policjantów żydowskich uzbrojonych w drewniane pałki. Zapewne będą brutalnie zapędzać mieszkańców getta na  Umschlagplatz, z którego zostaną wywiezieni do Treblinki! Tak dobrane zdjęcia każą wątpić w solenne zapewnienia autora (we „Wstępie”), że nie jest antysemitą i że obiektywnie starał się ukazać obraz polskich Żydów.  Dla każdego rozumiejącego problemy relacji polsko-żydowskich obie te  fotografie odwołują się do kłamliwych stereotypów! Okładka pierwszego tomu jest przywołaniem  mitu żydokomuny, z którym już wielokrotnie rozprawiły się autorytety naukowe. Zdjęcie  funkcjonariuszy policji żydowskiej sugerują, że Żydzi są współodpowiedzialni za Zagładę!   Piotr Zychowicz nie należy jednak do historyków czytających, on tylko pisze, dlatego ignoruje badania  Katarzyny Person, która w książce  „Policjanci Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim” (ŻIH 2018), ukazała złożoną historię tej formacji, różne postawy i różne motywacje kierujące żydowskimi policjantami. Pan Zychowicz zignorował także wstrząsającą relację Calka Perechodnika, żydowskiego policjanta, który musiał do transportu śmierci odprowadzić swoją żonę i córeczkę i który z bolesną szczerością  opowiada o zdemoralizowaniu dużej części znanych sobie Żydów, Polaków i Niemców. Byli we władzach ZSRR i PRL Żydzi, była policja żydowska w gettach, ale nie można ich używać jako symboli żydowskiej historii, kultury, tradycji  i obyczajowości.

     Również podstawowych proporcji i historycznych przekazów zdaje się nie rozumieć dr Ewa Kurek,  która w telewizyjnym programie Moniki Ogórek broniła kompromitującej  nowelizacji ustawy o IPN. Ta „uczona” (co piszę w cudzysłowie, aby nie obrażać historyków) zasłynęła wcześniej stwierdzeniem, że gdy Polacy walczyli z Niemcami, Żydzi zamknięci w gettach świętowali z powodu autonomii, którą dostali od Hitlera. Przekonywała także, że Polacy nie mogli mordować Żydów w Jedwabnem, bo wtedy nie było państwa polskiego! Czyli naród istnieje tylko wówczas, gdy istnieje jego państwo!  Zgodnie z tym absurdalnym rozumowaniem w okresie zaborów, przez 123 lata, nie było Polaków, nie było Krasickiego, nie było Mickiewicza, nie było Norwida, nie było Prusa i był tylko mały kawałek Żeromskiego, bo urodził się na swoje nieszczęście, wiele lat przed odzyskaniem niepodległości. Taka szczególna  przypadłość doktora historii. Ta, mająca poważne problemy z logiką, uczona wyraziła też swoją opinię na temat publikacji dotyczących kompromitujących zachowań ludzi kościoła wobec Holocaustu (Alina Cała i Jacek Leociak). Ze świętym oburzeniem stwierdziła, że są to publikacje kłamliwe, bo ona zna historię  księdza ze Lwowa, który Żydom pomagał!  Zdaniem tej pani, tytułowanej na parafialnych spotkaniach panią profesor, w latach 1939-42 Warszawa poza gettem była ponura i smutna. Żyła w niej ludność zaszczuta niemieckimi łapankami, egzekucjami i wywózkami do obozów koncentracyjnych. W tym czasie getto warszawskie się bawiło. Najnowsza publikacja  pani  Kurek pt.  Jedwabne, anatomia kłamstwa. Biała księga cenzury i bezprawia rządów 2001-2017 wobec badań historycznych, nie wymaga lektury, gdyż tytuł doskonale definiuje jej zawartość. Z tej pseudonaukowej publikacji przywołam tylko jedno zdanie: Żydzi delektowali się autonomiami i izolacją gett. Albo pani doktor nie rozumie znaczenia czasownika delektować się, albo nic nie rozumie. I jeszcze jedno zdanie niezwykle odważnej i bezkompromisowej doktor Kurek:  Gdyby to Żydzi mieli ratować Polaków, to nie ocalałby ani jeden Polak. Tak mówi osoba publicznie tytułująca się uczennicą Władysława Bartoszewskiego. On to właśnie  nauczył ją, że: nie wolno Żydów ani poniżać, ani wywyższać, tylko być wobec nich uczciwym. Nie ma chyba wątpliwości, że Pani doktor Ewa Kurek jest Miczurinem i Łysenką  polskiej historii!  

        Kolejny prawdziwie polski historyk, Jan Żaryn, jeden z głównych szermierzy polityki historycznej,  odnalazł bardzo ważny dokument, którym jest  list prymasa Hlonda do Domenico Tardiniego, bliskiego współpracownika Piusa XII. List ten jest odpowiedzią polskich hierarchów na sugestie Watykanu, aby polski kościół publicznie potępił pogrom kielecki.  Jan Żaryn ten dokument odnalazł i w książce „Wokół pogromu kieleckiego” cytował go w brzmieniu znacznie odbiegającym od oryginału. Żaryn zasadniczo zmieniał wyrażone w tym liście opinie i stanowisko  prymasa w sprawie kieleckiej zbrodni. Takie uprawianie historii jest znane Orwella i czasów PRL-u.

       Będąc już przy pogromie kieleckim warto wspomnieć jeszcze o innej, drobnej,  manipulacji. Przedstawiciel Żydowskich  Zrzeszeń Religijnych Michał Zylberberg rozmawiał w roku 1946 z kardynałem Augustem Hlondem, który miał wówczas oświadczyć: że Przypadki antyżydowskiej przemocy przejmują mnie prawdziwym smutkiem. Nie powtarzając już argumentów wynikających z zasad chrześcijańskich, nie ma obecnie w Polsce obiektywnych danych na szerzenie się antysemityzmu. To jest prawdziwe szaleństwo tych, którzy ciągle konspirują, siedzą w lasach. Wydaje im się, że robią politykę, że napadając na Żydów, zwalczają rząd. Potępiam działalność ich jako katolik i jako Polak.  Szlachetne i mądre słowa, mamy tu jednak do czynienia  z nadużyciem: w archiwum gnieźnieńskim znajduje się tekst przedstawiony prymasowi do autoryzacji, w którym cały ten ważny  akapit został wykreślony.  Te słowa kardynał Hlond skierował do Żydów, ale bał się je skierować do Polaków?    Czy o wyrzuceniu tego znaczącego fragmentu zdecydował kardynał Hlond, czy też jego współpracownicy? Czy wyrzucony fragment jest wyrazem poglądów kardynała, czy też był to tylko element cynicznej gry wobec strony żydowskiej? Na te pytania nie znajdziemy już chyba odpowiedzi.    

         Magister Piotr Zychowicz, doktor  Ewa Kurek, profesor  Jan Żaryn są historykami, którzy wyłącznie piszą. Gdyby badali rzetelnie źródła, gdyby skusili się na lekturę  publikacji Centrum Badań nad Zagładą Żydów lub ZIH, może byliby bardziej wstrzemięźliwi w pisaniu bredni. Jeden z blogerów  zajmujących się historią najnowszą Polski zapytał dramatycznie: W imię czego Piotr Zychowicz hańbi Polską historię? No właśnie, w imię czego? Nie dla prawdy przecież. Ale to nie tylko Piotr Zychowicz ją hańbi. Hańbiących jest cały pluton, by nie powiedzieć szwadron.

III

       Żaden z cmentarzy, które do tej pory widziałem, nie został zniszczony przez niemieckich pogan, wszystkie przez pobożnych chrześcijan, których cała wiara opiera się na uświęceniu grobu, z którego nazareński Żyd Joszua powstał z martwych jako Bóg. W domach tych pobożnych katolików zobaczycie ściany obwieszone wizerunkami Żydówki Miriam i jej syna, których groby, gdyby umarli w Lubartowie, tamtejsi mieszczanie rozgrzebaliby, żeby powyrywać złote zęby, a z macew zrobić osełki   do ostrzenia siekier i noży - Mordechaj Canin, autor tych gorzkich słów, przemierzył Polskę w roku 1946 i dokonał wizji lokalnej w stu żydowskich gminach unicestwionych w czasie Zagłady. Nie było już Żydów w tych miejscach, nie było ich domów, sklepów, synagog  i cmentarzy. Pozostał tylko antysemityzm.

        Oczywista prawda, że sprawcami i głównymi odpowiedzialnymi za  Holocaust są  Niemcy uwiedzeni przez Adolfa Hitlera, nie zamyka problemu odpowiedzialności, bo nie można nie wiedzieć, że dokonano tej zbrodni na polskiej ziemi, w bliskiej obecności Polaków. To nasi rodzice  i dziadkowie  patrzący na niewyobrażalne zło odczuwali i przerażenie i współczucie, to nasi rodzice i dziadkowie przyglądali się temu obojętnie, to nasi   rodzice  i dziadkowie odczuwali satysfakcję widząccierpienia Żydów.

          Przez kilka dziesięcioleci głównym źródłem wiedzy  o losach Żydów  w czasie II wojny światowej była literatura Profesor Jacek Leociak, autor hasła „Literatura Holocaustu” w Encyklopedii PWN podkreślił, że pisanie o Holocauście  jest uwikłane w wiele sprzeczności. W jednej strony  zwraca się  uwagę na uniwersalność Holocaustu (Z. Nałkowska: ludzie ludziom zgotowali ten los), z drugiej akcentuje się jego wyłącznie żydowski charakter (H. Grynberg: ludzie Żydom zgotowali ten los). Na wszystkich poziomach nauczania o Zagładzie  mówiono wyłącznie w ujęciu uniwersalnym oraz sytuowano Zagładę jako  element martyrologii Polaków.  Inną  sprzecznością jest z jednej strony wątpliwość, czy Holocaust można przedstawić  posługując się tradycyjnymi  formami  literackiego wyrazu, z drugiej jest przekonanie, że Zagłada musi być opisana i prawda o niej przekazana innym. W takich aspektach funkcjonują literackie obrazy Holocaustu w dziełach Tadeusza Borowskiego, Adolfa Rudnickiego, Bogdana Wojdowskiego, Henryka Grynberga, Hanny Krall czy też  Idy Fink.

       Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na nowelę Ladislava Grosmana, Sklep przy głównej ulicy, ukazującej Holocaust na czeskiej prowincji.  Film zrealizowany na jej podstawie zdobył Oskara (w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny) a Ida Kamińska była nominowana do nagrody za najlepszą rolę kobiecą. Ponadto  film i rolę Idy Kamińskiej wielokrotnie nagrodzono i wyróżniono w wielu innych prestiżowych konkursach filmowych.

       Poza literaturą temat Holocaustu, temat postaw Polaków wobec tragedii narodu żydowskiego był w zasadzie nieobecny w dyskusjach publicznych - zajmowało się  nim  wąskie grono historyków i osób, których osobiste doświadczenia lub doświadczenia najbliższych nie pozwalały zapomnieć. Pamiętać także trzeba   cenzurze, która skutecznie nie dopuszczała do publicznego obiegu publikacji zajmujących się polskim antysemityzmem.  Dopiero esej Jana Błońskiego Biedni Polacy patrzą na getto (1987) wprowadził do dyskusji społecznej problem obojętności Polaków wobec Zagłady narodu żydowskiego.  Ten wybitny literaturoznawca rozpoczął swój esej od refleksji nad twórczością  Czesława Miłosza, który: wypowiedział kilkakrotnie osobliwe słowa o obowiązku oczyszczenia(…). Oczyszczenia rodzinnej ziemi, która jest "obciążona, skrwawiona, zbezczeszczona". Miłosz nie myśli ani o krwi rodzimej, ani o krwi najezdników. Jasne, że myśli o krwi żydowskiej, o ludobójstwie, którego naród polski nie jest winien, ale które dokonało się na naszej ziemi i tę ziemię jakoś na wiek wieków naznaczyło. (…) Nie można zachować się tak, jakby go nie było... .

       Za wytknięcie polskiej niepamięci o Zagładzie oraz za wypomnienie zbytniej  wobec niej obojętności Błoński został zaatakowany z wielu różnych stron. Oburzeni byli "prawdziwi Polacy" odwołujący się do męczeńskiej śmierci ojca Kolbego i oburzeni byli Żydzi, dla których takie ujęcie stawiało poza marginesem szmalcowników i sprawców zbrodni w Jedwabnem i Radziłowie.  

       Jeszcze głośniejszą dyskusję sprowokowali „Sąsiedzi” Tomasza Grossa.  Rozhisteryzowani obrońcy polskości przypisywali autorowi tej niewielkiej książeczki  możliwie najgorsze intencje  oraz oskarżali o kłamstwa i manipulacje faktami. Najabsurdalniejszym argumentem tychże miłośników prawdy, na czele których stał proboszcz z Jedwabnego, było dowodzenie, że 1600 osób nie mogło się zmieścić w normalnej wiejskiej stodole!  W najgorętszym czasie dyskusji wokół „Sąsiadów”, tuż przed uroczystością odsłonięcia pomnika, w której uczestniczył prezydent RP,  w Jedwabnem gościła cała ultraprawicowa Polska z Leszkiem Bublem na czele. Proboszcz jedwabieńskiej parafii organizował spotkania z politykami i dziennikarzami, w czasie których dzieci i wnuki uczestników zbrodni zakłamywali historyczne fakty i jawnie manifestowali swoją nienawiść do Tomasza Grossa. Po jednym z takich spotkań wiekowy mieszkaniec Jedwabnego wypowiedział bardzo znamienne zdanie: Ksiądz taki sam, ludzie tacy sami, tylko nie ma Żydów, których by można mordować.

       Jednak nie tylko prawica i ultraprawica krytykowały „Sąsiadów” Tomasza Grossa. Paweł Machcewicz (były dyrektor Muzeum II Wojny Światowej usunięty przez PiS) i Rafał Wnuk (były pracownik IPN-u i Muzeum II WŚ) w artykule „Historyk ahistoryczny” („TP” 33/2004) bronią Polskie Państwo Podziemne i konkretne, związane z nim osoby (m.in. Aleksandra Gejsztora)  przed oskarżeniami Tomasza Grossa.  Autor „Sąsiadów” wielokrotnie powtarzał, że ZWZ/AK ograniczał się jedynie do sporządzania meldunków kierowanych do swoich przełożonych,  z których nic nie wynikało. Obaj historycy w swoim artykule dowodzą, że  BIP (Biura Informacji i Propagandy ZWZ/AK) śledziło, dokumentowało i raportowało o wszystkich znanych przypadkach mordownia Żydów przez Niemców, Polaków i Ukraińców. I wyłącznie do tych działań mogły się ograniczyć, bo przecież nie dysponowano w tym czasie żadnymi środkami, aby skutecznie zapobiec lub tylko ograniczyć zbrodnie dokonywane na Żydach.       

        Anna Bikont w książce My z Jedwabnego relacjonuje swoje wielokrotne wyjazdy do Jedwabnego i okolic, w czasie których spotykała się z żyjącymi jeszcze świadkami i uczestnikami zbrodni oraz z ich dziećmi i wnukami. Najczęściej pojawiającym się w tym rozmowach oskarżeniem kierowanym w stronę Żydów, i jednocześnie usprawiedliwieniem spalenia ich w stodole, było spontaniczne witanie przez nich Rosjan. Jedna ze starszych kobiet powiedziała dziennikarce, że: W Jedwabnem, zamieszkanym w większości przez Żydów, były tylko trzy domy, które nie wywiesiły czerwonej flagi, gdy weszli Rosjanie. Między innymi nasz dom.  Ale Żydzi stanowili z Jedwabnem około czterdziestu procent mieszkańców!  Tak więc większość czerwonych flag wywiesili na swoich domach Polacy.  Opowieści o euforycznym witaniu Rosjan przez Żydów oraz o ich udziale w prześladowaniu Polaków, w sporządzaniu list osób wysyłanych na Sybir i do łagrów są częstym argumentem usprawiedliwiającym późniejszą obojętność lub nawet udział w Zagładzie.  Po wkroczeniu Armii Czerwonej represje spotkały zarówno Polaków jak i Żydów.  W bolszewickiej propagandzie inwazja Rosjan do Polski była wyzwoleniem polskich chłopów i robotników spod wielowiekowego ucisku klas posiadających oraz wyzwoleniem mniejszości narodowych ze szponów polskiego nacjonalizmu. W liście  Mendla Srula, mleczarza z Łucka, zesłanego w 1940 roku na Syberię znalazło się znamienne zdanie: Ja za takie oswobodzenie im dziękuję i proszę, żeby to był ostatni raz. Losy Polaków i Żydów po wkroczeniu Rosjan do Polski były podobne a wśród współpracujących z Rosjanami można znaleźć żydowskich i polskich komunistów oraz oportunistów.  

          Niewiele osób z Jedwabnego chciało rozmawiać z Anną Bikont. Ten lęk czy też wstrzemięźliwość tłumaczy w pewnym stopniu  wypowiedź jednaj z starszych jego mieszkanek, która  poproszona o rozmowę stwierdziła: Ja tam mogę spokojnie mówić, bo nic na tym spaleniu Żydów nie zyskałam. Pierzyna, dwie poduszki i szafa tylko. A jeszcze ile musiałam się namęczyć, żeby to do domu przyciągnąć. Tak więc nie jest grzechem wejście do domu, z którego przed chwilą wypędzono i zamordowano jego mieszkańców, nie jest grzechem grzebanie w cudzych szafach, szufladach i skrzyniach w poszukiwaniu urojonych skarbów. W przywołanym zdaniu zdaje się wybrzmiewać także niezbyt skrywana zazdrość, że innym udało się wyszabrować więcej.

IV

           Faktem dość oczywistym  byłoby prowadzenie dalszych badań  na Holocaustem w Polsce przez historyków zatrudnionych w IPN. I tak się przez pewien czas działo, ale przejęcie władzy przez PiS w latach 2005-2007 i obecna jej  recydywa skutkują skrajnym upolitycznieniem tej instytucji, która ma dwa zadania: szukać w archiwach haków na osoby wskazane przez sprawujących władzę i uprawiać politykę historyczną. Z tego względu cały ciężar badań spadł na niewielkie w swojej istocie Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu  Filozofii i Socjologii PAN, na Żydowski Instytut Historyczny oraz  na stowarzyszenia i fundacje (np. Fundacja SHALOM), które w różny sposób nie pozwalają zapomnieć Zagłady i jej ofiar. Bardzo istotne są też, różnorodne w swojej formie, publikacje autorów niezawiązanych z żadnymi instytucjami naukowymi czy też fundacjami.

       Centrum Badań nad Zagładą Żydów  zajmuje się Holocaustem w aspekcie  historycznym, socjologicznym, psychologicznym, literaturoznawczym i antropologicznym. Jego pracownicy są autorami lub współautorami bardzo licznych publikacji na temat Zagłady.  Stale współpracuje też z Centrum Karolina Panz badająca Holocaust na Podhalu (artykuły w „Almanachu Nowotarskim” współautorstwo „Kluczy i kasy” oraz „Dalej jest noc”).

        CBnZŻ publikuje rocznik Zagłada Żydów. Studia  i Materiały, w którym zamieszcza relacje z aktualnych badań.  Ponadto wydaje także książki bezpośrednio związane ze swoją misją. Szczególnie ważną i szeroko komentowaną publikacją Centrum jest Dalej jest noc, w której   Barbara Engelking, Tomasz Frydel, Jan Grabowski, Dariusz Libionka, Dagmara Swałtek-Niewińska, Karolina Panz, Alina Skibińska, Jean-Charles Szurek i  Anna Zapalec przedstawili wyniki pięciu lat badań w dziewięciu wybranych regionach Polski. Historycy sięgnęli do wszelkich, dostępnych archiwów w Polsce, Izraelu, USA, Niemczech, na Ukrainie, Białorusi i w Rosji. Analizowali  dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego, polskiego rządu na emigracji, żydowskich organizacji, niemieckiej administracji i polskiej granatowej policji.  Ważnym źródłem była także  prasa konspiracyjna i gadzinowa, dzienniki, relacje, zeznania ofiar, świadków i sprawców w procesach przeprowadzanych po wojnie. Badacze wykorzystali też  teczki sądów grodzkich i okręgowych z okresu okupacji oraz liczne dokumenty z archiwów prywatnych. Wyniki tych szczególnie rozległych i wnikliwych badań okazały się bardzo wymowne, gdyż dwóch spośród każdych trzech Żydów poszukujących ratunku – zginęło. Mowa tutaj o Żydach, którym udało się uniknąć śmierci w czasie tzw. akcji „Reinhardt” mającej na celu   likwidację gett, rozstrzelanie  ich ludność na miejscu lub wymordowanie w obozach śmierci. Losy Żydów, którym udało się uniknąć rozstrzelania nad zbiorowym grobem lub spalenia w piecach Treblinki dowodzą, że skala uczestnictwa Polaków  w wyniszczeniu żydowskich współobywateli była dużo większa, niż się wcześniej wydawało, że doświadczenie Aarona Elstera nie było ani  jednostkowe, ani sporadyczne.  22 września na rynku w Sokołowie Podlaskim kilkunastoletni Aaron widział, jak: Dwóch Polaków wlecze z powrotem na rynek ciemnowłosą kobietę, która uciekła z getta, a teraz szarpie się z nimi, walczy o życie. Zasłaniam twarz rękami, ale przez palce widzę, jak się opiera, próbuje czepiać się ziemi, kopie, okłada Polaków pięściami – wszystko nadaremnie. Dowlekają swoją ofiarę do gestapowca, którzy mierzy do nas z karabinu maszynowego. Gestapowiec ma czarne oficerki i ciemny mundur. Chwyta ją za włosy, każe wybierać, czy woli umrzeć na miejscu, czy trafić do Treblinki. Kobieta pada na ziemię, żebrze litości. Gestapowiec tak zanosi się śmiechem, że aż głowę odchyla do tyłu. Mówi kobiecie, że za długo zwleka z decyzją, odpycha ją kopniakiem i strzela jej w głowę. Okrzyki przerażenia, które wypełniają rynek, mieszają się ze śmiechem gestapowca i jego ukraińskich sługusów.

       Ta niezwykle ważna książka została bezprzykładnie zaatakowana między innymi przez publicystów związanych z „Frondą” (co jest chyba jej najlepszą rekomendacją).  oraz przez pracowników IPN-u. Szczególnie kuriozalne oskarżenia znalazły się w tekście „Naukowa mistyfikacja” Piotra Gontarczyka.  Aby zrozumieć mroczną prawdę o  manipulacjach, insynuacjach i zwyczajnym pisaniu nieprawdy przez funkcjonariusza IPN polecam artykuł Igora Rakowskiego - Kłosa „Czy Polacy mordowali Żydów?” („GW” 6.05.2018).

           Kolejne „zlecenie” na „Dalej jest noc” otrzymał od władz IPN-u dr Tomasz Domański, który wyprodukował 70 stron  recenzji zatytułowanej „Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc”. Dr Domański starając się usilnie zdemaskować błędy  historyków z CBnZŻ zdemaskował jedynie własne braki w warsztacie historyka! Gdybyż ten uczony funkcjonariusz IPN-u przeczytał ze zrozumieniem chociażby podtytuł recenzowanej książki („Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski) wówczas być może nie wytknąłby jej autorom faktu, że nie opisali losów kościoła katolickiego w czasie wojny!  Pracownicy IPN-u publikowali także swoje „recenzje” w „Glaukopisie” związanym z nacjonalistami oraz w „Zeszytach Historycznych WiN”. Nie trzeba nawet zgadywać, jaki charakter miały owe wypowiedzi, jak oceniono pracę i samych autorów tej ważnej książki.  Pośród wielu publikacji Centrum warto wspomnieć o pracy „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” Barbary Engelking i  Jacka Leociaka. Michał Wójcik w recenzji tej książki przywołał słowa współautorki: Kim była Ryfka Margines? Nie wiadomo. Znamy tylko jej adres. Kiedyś, przed wielką akcją wysiedleńczą do Ryfki przyszedł list. Dzięki temu wiemy, jak się nazywała i gdzie mieszkała. Nic więcej. Przez 60 lat badań nad historią warszawskiego getta udało się ustalić około 10 tys. nazwisk stłoczonych w nim Żydów. To ok. 2 proc. ludzi., którzy przeszli przez Umschlagplatz. reszty nie znamy. Nie wiemy, jak się nazywali, czym się zajmowali, czy mieli znajomych po aryjskiej stronie, jak sobie radzili w dniach pożogi. Nic. Na kilkudziesięciu fotografiach, przeważnie niemieckich, widać ich, jak idą z podniesionymi rękoma, mając w tle płonące kamienice. - Dla ocalenia pamięci o takich jak Ryfka, anonimowych ludziach, powstała ta książka. 

          Równie ważną publikacją CBnZŻ  jest książka „Klucze i kasa. O mieniu żydowskim w Polsce pod okupacją niemiecką i we wczesnych latach powojennych, 1939-1950” pod redakcją Jana Grabowskiego i Dariusza Libionki, która  ukazuje  próby powrotu Żydów do swoich domów i do miejsc, z których zostali wygnani (moja recenzja w notatniku internetowym). 

          Holocaust jest też głównym tematem badań Żydowskiego Instytutu Historycznego, który zajmuje się także dziedzictwem tysiącletniej obecności Żydów na ziemiach polskich. Historyczne zbiory ŻIH-u to siedem milionów stron różnorodnych dokumentów, pośród których znajduje się Archiwum Podziemne Getta Warszawy, zwane też Archiwum Ringelbluma.

          Naukowcy pracujący w Instytucie zajmują się także dziedzictwem żydowskim i językiem jidysz, badają zbiory archiwalne, opracowują je naukowo, publikują prace  poświęcone historii i kulturze Żydów. Ważną sferą działalności Instytutu  jest działalność wydawnicza, w ramach której publikowane są między innymi relacje, wspomnienia  i dzienniki  dotyczące głównie losów Żydów w okresie Zagłady, opracowania oparte na materiałach  zgromadzonych w archiwum i bibliotece ŻIH, przekłady najważniejszych dzieł literatury światowej dotyczącej Zagłady, oraz literatura religioznawcza i piękna.

V

        Ważną motywacją do zgłębiania prawdy o Holocauście jest zbliżenie się do losów konkretnych osób, do ujrzenia ich twarzy, do poznania tego, co było w ich życiu ważne, gdyż miliony anonimowych ofiar przemawiają do nas wyłącznie zimną statystyką. Dla mnie takimi osobami stały się dwie młode kobiety, których los uświadomił mi ślepe i bezgraniczne okrucieństwo zagłady. Pierwszą w nich była młoda nauczycielka żydowskiego pochodzenia, której uczniem był mój ojciec będący także świadkiem odprowadzenia jej  do getta w Borszczowie (województwo tarnopolskie). Z okna na strychu swojego domu ojciec obserwował kolumnę Żydów pędzonych do getta. Jego nauczycielka brutalnie popychana kolbą karabinu przez jakiegoś knechta szła na końcu tej kolumny. Ta nie znana mi z imienia i nazwiska  osoba codziennie przynosiła swoim najgłodniejszym uczniom drugie śniadanie. I tę Samarytankę (tak ja nazwałem w tekście "Okienko na strychu") zapędzono do getta, w którym zginęła, lub też z którego wywieziono ją do obozu zagłady. Równie głęboko odczułem wczytanie się w los Zuzanny Ginczanki, genialnej poetki zamordowanej na terenie obozu w Płaszowie. Podziwiałem wcześniej jej niezwykle dojrzałe i śmiałe wiersze napisane w okresie gimnazjalnym, jednak dopiero zbiór tekstów zebranych w tomie "jak burgund pod światło... Szkice o Zuzannie Ginczance" pozwolił mi zrozumieć, że tej genialnej, młodej poetce, której twórczością zachwycał się Julian Tuwim i inni najwybitniejsi twórcy dwudziestolecia międzywojennego,  los nie oszczędził  żadnego cierpienia, których doświadczali Żydzi w okresie Zagłady. Wojenny pobyt poetki we Lwowie, z którego musiała uciekać, gdyż wyśledziło ją czujne i nieomylne oko  polskiej antysemitki, zaowocował  wstrząsającym,  bolesnym, przejmującym i bezmiernie smutnym wierszem "Non omnis moriar":

Non omnis moriar – moje dumne włości,

Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,

Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel

I suknie, jasne suknie zostaną po mnie.

Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,

Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,

Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,

Donosicielko chyża, matko folksdojczera.

Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.

Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.

Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,

Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze

I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:

Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –

Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku

Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota

W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.

O, jak będzie się palić w ręku im robota,

Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,

Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn

Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;

To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym

I uskrzydlonych nagle w anioły przemieni.

            Źródłem poznania losów nie anonimowych ofiar Zagłady są ich dzienniki, wspomnienia i relacje.  Dwie z nich, „Czarne sezony” Michała Głowińskiego i „Spowiedź” Calka Perechodnika, są dla mnie tekstami bardzo szczególnymi.  

         Profesora Michała Głowińskiego  poznałem najpierw jako autora „Słownika terminów literackich” i  współautora „Zarysu teorii literatury” - książek szczególnie ważnych dla studentów polonistyki. Następnie profesor Głowiński objawił mi się jako przenikliwy  analityk języka komunistycznej propagandy („Marcowe gadanie. Komentarze do słów”, „Nowomowa po polsku)”.  Zbadał i opisał także w kilku artykułach („Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”) kłamliwą polszczyznę Jarosława Kaczyńskiego i jego kamaryli. Ten rodzaj nowomowy nazwał pisczyzną! Czytając „Czarne sezony” poznałem profesora Michała Głowińskiego jako ofiarę Zagłady, którą  szczęśliwie przeżył, przeżyli także jego najbliżsi, ale czy szczęściem można nazwać pogardę i upokorzenia, których doświadczył i on i jego najbliżsi? Czy szczęściem można nazwać bycie świadkiem zagłady swojego narodu?  Należy  Michał Głowiński do grona dzieci ocalonych przez Irenę Sendlerową, która stała się symbolem Polaków ratujących Żydów wyłącznie z poczucia ludzkiej solidarności i zwykłej przyzwoitości. Na stronie internetowej Wydawnictwa Literackiego, które wydało  „Czarne sezony” ich autor napisał: Nad tą książką pracowałem przez cztery lata (1993-1997), ale o napisaniu jej myślałem już za młodu. Zadanie, jakie sobie wyznaczyłem, było skromne: postanowiłem zapisać wyłącznie własne doświadczenia czasu Zagłady, przedstawić je tak, jak się utrwaliły w mojej świadomości i pamięci. Nie odwoływałem się w miarę możności do ogólnej wiedzy, nie sięgałem do źródeł i do wspomnień innych osób. Ta książka miała mieć - i ma! - charakter ściśle osobisty.  Michał Głowiński urodził się w roku 1934. Miał pięć lat gdy wybuchła wojna, jako sześciolatka zamknięto go w getcie warszawskim, jako ośmiolatek był świadkiem jego likwidacji, jako chłopiec nieco starszy ukrywał się z matką po aryjskiej stronie i dzięki pomocy Ireny Sendlerowej trafił do klasztoru w Turkowicach.  W „Czarnych sezonach autor przywołuje wspomnienia z okresu dorastania  we wrogim i okrutnym świecie,  którego nie powinno poznać i doświadczyć  żadne dziecko.  

        Również nikt nie powinien zetknąć się w żaden sposób z rzeczywistością zapisaną w „Spowiedzi” Calka Perechodnika. Jest to  wstrząsające świadectwo Zagłady zapisane przez policjanta żydowskiego z otwockiego getta. Perechodnik jest bardzo szczególnym kronikarzem Holocaustu nie tylko z racji osobistych doświadczeń i wnikliwych obserwacji. Autor „Spowiedzi” obciąża winą za Zagładę nie tylko Niemców, gdyż  mają w niej swój udział także Polacy i Żydzi.  Część tej winy bierze także na siebie, gdyż jednoznacznie ocenia własne tchórzostwo, naiwną wiarę w propagandę i w zapewnienia  przełożonych oraz brak realnej, trzeźwej oceny sytuacji, w której znaleźli się Żydzi w czasie II wojny światowej.  Calek Perechodnik czuł się też odpowiedzialny za śmierć żony i dwuletniej córeczki, które musiał odprowadzić do transportu śmierci. Sam zmarł na tyfus bądź z rąk szabrowników pod koniec 1944 a  jego „Spowiedź” stała się powszechnie cytowanym tekstem w opracowaniach dotyczących Holocaustu,   

       Są czasy, w których idzie się wielkimi krokami w niewłaściwą stronę. I choćby ktoś postanowił iść jak najwolniej i krokami jak najmniejszymi, skutek będzie ten sam. Nie uda ci się być przyzwoitym – takie motto powinna mieć nowela Grosmana – napisał Mariusz Szczygieł na okładce „Sklepu przy głównej ulicy”.  W czasach Zagłady  nie wystarczyło odwrócenie głowy, nie wystarczyło nie czynić zła, nie wystarczyło nie czerpać z niego korzyści, nie wystarczył  nawet chleb rzucony z ukrycia, gdyż przyzwoitość wymagała sprzeciwienia się złu, podjęcia z nim walki (nierównej i skazanej na przegraną zazwyczaj). Na tak pojętą przyzwoitość stać było niewielu.

 

Korzystałem z książek i artykułów:

Bikont A., My z Jedwabnego, Warszawa 2001.

Błoński J., Biedni Polacy patrzą na getto, "Tygodnik Powszechny" 2/1987.

Canin M., Przez ruiny i zgliszcza, Warszawa 2018

Domański T., Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki "Dalej jest noc", www.ipn.gov.p

Głowiński M., Czarne sezony, Kraków 2018.

Gontarczyk P., Naukowa mistyfikacja, "Sieci", 11.03.2019.

Grosman L., Sklep przy głównej ulicy, Warszawa 2011.

Gross J.T., Grudzińska-Gross I., W czterdziestym nas matko na Sibir zesłali, Warszawa 1989.

Historia antysemityzmu.1945-1993, pod red. Leona Poliakowa, Kraków 2010.

Jedlicki J., Wiedza jako źródło cierpień, www.otwarta.org

Konarski L., Gwiazda kłamie w sprawie „Ognia”, „Przegląd”, nr 10/2013.

Kopeć P., Jedwabne. Anatomia kłamstwa (relacja ze spotkania z Ewą Kurek), www.prchiz.pl (19.04.2019).

Kurek E., Jedwabne, anatomia kłamstwa. Biała księga cenzury i bezprawia rządów 2001-2017 wobec badań historycznych, Lublin 2018.

Leociak J., Młyny Boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie, Wołowiec 2018,

Libionka D., Między słowami, „Tygodnik Powszechny”, nr 8/2008.

Szymczak J., Doktor do zadań specjalnych, "Gazeta Wyborcza" 8.04.2019.

Tokarska-Bakir J., Okrzyki pogromowe, Wołowiec 2012.

Tokarska-Bakir J., Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego, Warszawa 2018.

Wójcik M., Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym  mieście,  „Gazeta Wyborcza”, 30.08.2001.

Żyndul J., Kim są Żydzi?, (w:) Pamięć. Historia Żydów Polskich przed, w czasie, i po Zagładzie, Warszawa 2004.