Drukuj 

 

       Paradoksem  naszych czasów jest fakt, że mniej  osób czyta literaturę niż ją uprawia, a tragedią  jest niczym niezachwiane i niezmącone przekonanie wielu z nich o posiadaniu poetyckiego talentu. Zbyt wielu ogranicza arkana sztuki poetyckiej do umiejętności rymowania. Jeszcze tragiczniejsze jest to, że bywają oni oficjalnie nazywani POETKAMI i POETAMI, że za publiczne pieniądze drukuje się ich produkcje, że obdarza się ich tytułami i nagrodami, że bywają lokalnymi (na szczęście)  gwiazdami uświetniającymi wszelkie miejskie i gminne uroczystości. Wszelkie, bo w lokalnym rozumieniu poetka lub poeta napisze  wierszyk na każdy temat. Nie tylko patriotyczne i religijne wydarzenia, ale i pochwała lokalnych lodów, miejskiego parku, ulicy, czy też wątpliwe często zasługi tego lub owego dostojnika stają się „inspiracją na zamówienie”.  Poeta taki lub poetka potrafią sprostać każdemu wyzwaniu. Można u nich obstalować  rymowany lub nierymowany (nawet!) wierszyk o wszystkim, o wszystkich i z każdej okazji!

            Poeci, nazwijmy ich lokalnymi, starają się czasem swoją sztuką dydaktycznie wpływać na czytelników:    

Łąki latem bujne

Kwieciem umajone

Pięknie tu jak nigdzie

Weź na spacer żonę.

            Miewają oni także i nieokiełzane ambicje:

Idąc do domu przy popiersiu wieszcza

Pytam Adama dość niespodziewanie

Może odpowiesz mój drogi kolego

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

         Kolega po piórze Adama Mickiewicza potrafi też rozbudzać lokalny patriotyzm:

Jedni mają złote plaże

I cudowne wody,

Drudzy słońce i pogodę,

A my … mamy lody.

        Twórczość  poetów lokalnych przesycona jest dobrem, miłością  i szczęściem, ale można ich doznawać wyłącznie na łonie lokalnego parku lub lokalnych ulic. ŻYCIE (pisane wielkimi literami!) to pasmo radości, szczęścia, wesela, spokoju  i perlistego śmiechu dzieci:

Kolorowe huśtawki,

wirujące karuzele

i perlisty śmiech dzieci

uszczęśliwionych wakacyjna chwilą.

To obrazek tchnący weselem i spokojem dnia

(…)

Na ławce,

pod zielonym baldachimem listowia

dwie siwe głowy

kłonią się ku sobie

a oczy zamglone wzruszeniem

bezgłośnie mówią „dzięki za wspólne życie”.

Po alejkach nowotarskiego parku

 przetacza się ono:

ŻYCIE

piękne i bogate.

Dunajec śpiewa ludzką radość,

Niosąc wysrebrzone wody

W daleki świat.

     I nie może być wątpliwości – wszystko co najlepsze musi być nowotarskie:

Feeria obrazków, zapachów, smaków

i nowotarskiej radości

zanotowanej w pamięci

na zawsze.

Radość z Ogrodowej.

        Gdyby autorami przytoczonych fragmentów byli  uczniowie z pogranicza podstawówki i gimnazjum  nie raziłyby  banalne  i pozbawione oryginalności tropy stylistyczne, nie raziłaby płytkość myśli i wtórna sielankowość. Nie można też tej „twórczości” zaliczyć  do naiwnej, gdyż jej autorzy mogą pochwalić się wykształceniem wyższym.

         Jednak, na szczęście, nie każdy poeta tworzący  w Nowym Targu lub na Podhalu  jest poetą  lokalnym! Przed kilkoma miesiącami otrzymałem bardzo skromnie wydany zbiorek poezji może nie we wszystkim doskonałej, ale poruszającej i budzącej niepokój. Poezji bardzo intymnej, będącej wiarygodnym świadectwem zmagania się autorki ze swoim życiem,  ze swoimi uczuciami i z całym światem. W jej tekstach nic nie jest ani śliczne, ani radosne, ani perliste. Nie czuję się kompetentny do  zrecenzowania zawartych w tym zeszycie utworów, ale ich język, forma oraz  ujawniająca się  szczególna wrażliwość autorki, Pani Iwony Korwin, zasługują na  uważną lekturę!

       

HAIKU

właśnie myśl

mi dojrzała

do wiersza

****

ty nie wiesz

ile łez

zmieści

pustka

 

a ja robię

pranie

 

starczy

na największą miłość

 

***

każdego dnia

nieustannie

proszę

wymyślonego boga

o jeden

twój

oddech

jak

muśnięcie wiatru

na

nabrzmiałym

wiosną 

pąku

 

***

uśmiech

moja wizytówka

leży

w najmniejszej przegródce torebki

zmęczony

zużyty                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              

stracił blask

 

namaluj go

słońcem twoich oczu

 

 

***

znowu pukanie

za drzwiami niepewności

rozmarzenie

roztańczenie

roz

kochanie

nie bój się

otwórz

 

to ona

 

***

myślę

chociaż nie chcę

cóż

stworzono mnie

homo sapiens

 

zapełniam myślami dzień

pusty

jak koperty od ciebie

 

wiem

nie masz czasu

przecież budujesz

nasze niebo

 

IKAR

wysoko

do słońca

bezmyślny szaleniec

zwyciężył

mimo wszystko

 

***

kocham cię

wciąż na nowo

od tylu dni

uśmiechniętych

w chmurze krzyżyków

wiosennych

opowiadam stokrotkom

o szczęściu

 

***

przyjdę do ciebie

kiedy śpią

trzeźwe myśli

oplotę cię nogami

i skradnę

resztki wątpliwości

 

już nigdy

nie odejdziesz ode mnie

jestem lepsza kochanka

niż noc

 

***

skusiłam cię

kasztanem

pamiętasz

w cienistej alejce

dałam ci

na zawsze

raj

 

***

nawet

nie wiedziałam

że tęsknię

spłynęła mi

tęsknota

po twarzy

po szyi

do serca

 

***

nie możesz

ranić

bezkarnie

zabiorę

sztylet

twemu okrucieństwu

wbiję

prosto

w serce

twoje

moje

amen

***

3:26

może coś uratuję

bicie serca

oddech

tysiące małych śmierci

zabierają mi

ciebie

coraz dalej

3:40

dlaczego tak trudno

odejść

przecież

odpychasz mnie

coraz mocniej

3:59

mali pomocnicy szatana

pomagają mi

wyśnić

ostatni sen

o tobie

 

***

taki  mały

świat

niewidoczny

a potykam się

codziennie

 

wolę twoją szarość

niż kolory błazna

 

PESYM II

szur szur

niedopita herbata

szur szur

za mało żeby wrócić

szur szur

pęknięta łza

 

szur sznur

***

pierwsza

druga

trzecia

słona ciecz

mówisz

szkoda

że

nie widzisz

 łez

 

***

dzięki Bogu

jeszcze jest

gdzie wracać

 

cztery ściany

kruche pudełko

czasem

spada mi na głowę

i wciąż boję się

że obudzę się pod gruzami

 

szkoda

że nie jestem

żółwiem

 

***

drut o drut

stuka

rosną

równe rzędy  czyjejś obecności

dni miesiące

lata

prawie   osiemnaście

 

dziękuję  mamo

 

***

złote pasemko

twojej miłości

serdeczny palec

upadłego anioła

 

tak

 

***

jestem

jesienna

nawet

gdy wiosna

 

uczucia

liście

ekshibicjonizm drzewa

 

REQUIEM

w wannie

pełnej

żałoby

czytam

poezję

 

cudzą

 

moja utonęła