Blue Flower

 

 

     Powszechna dostępność sieci internetowej, w krajach rozwiniętych oczywiście, stwarza możliwość łatwego zdobywania informacji na temat ludzi i przestrzeni – informacji specyficznych. Zyskujemy sposobność oglądu obrazów, które stanowią nic innego jak jedynie fragmenty, fragmenty ciał i rzeczywistości. Stajemy się swego rodzaju wizjonerami, gdyż poruszają nas wizje rzeczy realnie niedoświadczonych. Co więcej, spoglądamy na nie niejako przez wizjer właśnie, tak jak zostają nam one podane do wglądu. Co gorsza, poruszamy się jedynie w wyobraźni, tylko umysł ulega znamionom ruchu. Coraz częściej jednak decydujemy się na doświadczanie wirtualne.

Podglądanie świata

     Za sprawą pajęczyny połączeń impuls globalizacji dociera również do naszego zakątka świata, wciskamy zatem odpowiedni „pstryczek” i wkraczamy w przestrzeń wioski. Zaraz też ochoczo wypuszczamy się, korzystając z utkanych nici, w przestrzenie dotąd niespenetrowane. Poznajemy inne zakątki metaforycznej wioski, wskakując na strony utworzone „ku chwale” mikroojczyzn i tym samym „ku chwale” makroojczyzny. Przeglądamy zdjęcia – kadry przestrzeni, dalekie od impresjonistycznej momentalności. Więcej, zwiedzamy (wirtualnie oczywiście) zabytki kultury – nawiedzamy pałace, muzea, ogrody. Zaznajamiamy się z wykreowanym wizerunkiem miejsca, czytając noty o historii, teraźniejszości i planach na przyszłość. W pigułce podaje nam tę troistość hasło, motto strony vel odwiedzanego zakątka globu.

     To, co niegdyś nazywano ironicznie podróżowaniem palcem po mapie, dziś można by określić wirtualną turystyką. Lub też, nieco bardziej cynicznie, wirtualną ucztą duchową.

Fragmentaryczne zaproszenie

     Skape stanowi popularny środek komunikacji, maksymalizujący pozór bliskości za sprawą wizerunku rozmówcy pojawiającego się na ekranie komputera. Wraz z lustrzanym odbiciem owego znajomego możemy również dostrzec, w udostępnionym nam obrazie, elementy wnętrza jego mieszkania, usłyszeć towarzyszące mu odgłosy, dostrzec inne postaci. Fragment rozmówcy – górna część ciała, oraz fragmenty dostępnej mu przestrzeni, stanowią nasz punkt zaczepienia i obraz do interpretacji. Rodzi się bowiem pytanie, jak dalece jest on prawdziwy, a na ile podlega kreacji?

      Zaproszeniem do wnętrza domu, mieszkania są również video blogi. Ukazywanie przestrzeni intymnej rzeszy osób podłączonych do sieci, staje się nie tylko elementem promocji osoby publicznej, ale i próbą zaistnienia w roli przedmiotu oglądu. Pragniemy być podglądani, oferujemy więc kawałeczek siebie w celu zaszczepienia ciekawości, która prawdopodobnie nigdy nie zostanie zaspokojona. Zaspokojenie wymagałoby wejścia w przestrzeń realną, wymagałoby zmysłowej interakcji podglądanego i podglądacza w tym samym miejscu i czasie. A to pachnie już niestety tragedią. 

      Doświadczanie fragmentaryczności świata – bycie jedynie głosem, zdjęciem, awatarem, garścią przetworzonych informacji – zaszczepia w nas zatem pragnienie własnej dekonstrukcji – ujawniania epizodu, elementu, perspektywy. Stajemy się postaciami rozsadzonymi od wewnątrz mnogością wirtualnych możliwości i doznań, próbując ich jak czekoladek – z nadzieją na co raz to nowy smak.

Kontrola treści

      Pomimo funkcjonowania na wielu internetowych płaszczyznach jednocześnie, dbamy niewzruszenie o swą anonimowość. Pragnienie zaistnienia walczy z obawą krytyki. Krytyk bowiem również pozostaje anonimowym głosem. Nie sposób zatem skutecznie go zaatakować. Co więcej, każda próba odwetu traktowana jest przez wirtualną społeczność jako słabość. Kreowanie publicznego (gwiazdorskiego) wizerunku nie jest przy tym tak trudne, jak traktowane poważnie ujawnienie artystycznych zapędów, talentu, twórczości.

      Blog stwarza możliwość publikowania tekstów jak i wszelkiego typu obrazów anonimowo. Zawieszony w sieci, na styku świata artysty i całego świata stanowi niszę dla uciśnionego umysłu, który nie może istnieć w jawnej rzeczywistości ze względu na swą nieśmiałość, nieprzychylność owej rzeczywistości lub ledwie z obawy o jej nieprzychylność. W momencie ataku z łatwością wykona ruch raka – zniknie. Gdyby zaś ujawnił swą tożsamość, taki gest stałby się dozgonnie niemożliwy. Sieć ma bowiem tę właściwość, że gdy raz pojmie swą ofiarę, ta pozostanie już w niej na zawsze.

                                                                                                   

      Anonimowi blogerzy w wybranych przez siebie maskach biorą udział w wirtualnym karnawale. Ujęci w kategorie, posiadający stałą widownię, która odwiedza pokoje bez ścian, zostawiając lub nie krótki komentarz, emotikon – graficzną oznakę swego stanu, tworzą anonimową warstwę społeczności globalnej wioski. Mnożą tym samym byty i zakłamują rzeczywistość. Lecz czy ktoś jeszcze dba o rzeczywistość?

Gombrowicz był pierwszy

      Spoglądanie przez dziurkę od klucza, podglądanie ofiary i brutalne w słowach diagnozowanie cech jej zachowania nie stanowi wirtualnego wynalazku. Literatura jak zawsze stoi w  awangardzie dla wszelkich ludzkich działań, a przede wszystkich pragnień. Wystarczy zajrzeć do tekstów Witolda Gombrowicza, aby przekonać się jak narrator kocha demaskację, posiłkuje się groteską i wyolbrzymieniem w celu zdyskredytowania przedmiotu-podmiotu swego oglądu. Narrator ten posiada bowiem niezbędny dystans do podglądanego świata i jednocześnie pewność swego światopoglądu. Warto jednak zadać pytanie jak my, internetowi podglądacze, wypadamy w zestawieniu z literacką kreacją, czy potrafimy sformułować swoje przekonania, nazwać przestrzeń naszego życia i przyznać się do każdej sieciowej działalności? A może trwale utraciliśmy swoją tożsamość…

 

                                                                                  Monika Bednarczyk (Katowice)