Drukuj 

 

 

       Gdy we wrześniu 2014 roku zaczynałem pisać ten felieton, to miałem nadzieję, że niewiele w nim miejsca poświęcę bieżącej polityce. Ale polityka w ostatnich miesiącach wciska się w życie codzienne  wszelkimi możliwymi kanałami i to wciska się krzykliwie i nachalnie.

       Przeraża w tym wszystkim  jakaś dzika namiętność, jakiś niezrozumiały, chaotyczny pośpiech w niszczeniu tego, co Polakom udało się po 1989 roku zbudować. Nie jest to jeszcze oczywiście Szwajcaria, ale działania obecnej władzy oddalają nas od idei państwa sprawnego, sprawiedliwego i przewidywalnego.  Najbardziej niepokoi w tym wszystkim uporczywe psucie prawa i  poczucia praworządności. Wydaje się, że państwo prawa nie jest państwem, którym chcieliby rządzić nowi jego najwyżsi urzędnicy, przedstawiciele i  funkcjonariusze.   

        Szacunek dla prawa przez 123 lata zaborów, przez 6 lat okupacji, przez 45 lat komunizmu został skutecznie w Polakach uśmiercony, bo nie można było szanować praw stanowionych przez zaborców, przez okupanta, przez totalitarną władzę. Nie  można jednak bez tego szacunku zbudować dojrzałego społeczeństwa, nie można zbudować odpowiedzialnego obywatelstwa, nie można też mówić o patriotyzmie. I po roku  1989, powoli i z oporami,  rodziło się w Polsce społeczeństwo obywatelskie, rodziło się poczucie praworządności i społecznej stabilizacji.

        Wydaje, że to politycy powinni przede wszystkim strzec poszanowania prawa. Tak się jednak tylko wydaje. W ciągu ostatnich 25 lat to właśnie politycy w największym stopniu odpowiedzialni są za społeczny brak szacunku dla porządku prawnego. Wielokrotnie to z ich właśnie ust padały oskarżenia pod adresem sędziów wydających wyroki niezgodne z ich oczekiwaniami. Te oskarżenia okazywały się być  hasłem dla pewnych mediów, które brutalnie rozprawiały z tymi sędziami, które dokonywały lustracji nie tylko ich samych, ale i ich żyjących i nieżyjących już krewnych.  Dla doraźnych politycznych celów łamie się prawo, szuka się prawnych kruczków i wybiegów, depcze się konstytucję. I  robią to często prawnicy z doktoratami i  z profesurami mający przecież świadomość, że takie zachowania rujnują społeczny szacunek  dla prawa.

       Nie pomoże powoływanie jakiś antykorupcyjnych struktur, nie pomoże powoływanie coraz to nowych służb kontrolujących, pilnujących, śledzących, inwigilujących i zastraszających. Jeżeli politycy dla doraźnych korzyści politycznych będą  deptać lub naginać prawo, to dlaczego to prawo ma szanować obywatel? Dlaczego tenże obywatel nie ma dla własnej  korzyści wziąć w łapę  lub dać łapę? Dlaczego dla własnej korzyści nie ma przymknąć oka lub sobie coś przywłaszczyć? I dlaczego ma szanować prawo, jeżeli osoby notorycznie łamiący prawo o ruchu drogowym, osoby skazane i osoby oskarżane o poważne naruszenie prawa sprawują wysokie urzędy?

        Rozglądam się i nie widzę żadnej siły, która mogłaby prostackie, chamskie, prymitywne i z gruntu złe przekonanie, że  prawo jest po to, żeby je łamać, zastąpić myślą Cycerona; Bądźmy niewolnikami prawa, abyśmy mogli być wolni.

                                                                                                                         BP