Blue Flower

       Nie, nie zaniemówiłem, ale  wyniki pierwszej i drugiej tury wyborów prezydenckich mnie zadziwiły, poruszyły i rozgoryczyły. Jeżeli piszę dzisiaj, to tylko po to, aby napisane było, że nie głosowałem na Pawła Kukiza i nie głosowałem na Andrzeja Dudę, nie głosowałem też na Korwina Mikke ani innego politycznego dziwoląga. Piszę, aby było napisane, bo pamiętam, jak po kilku miesiącach rządów premiera Kaczyńskiego nikt nie chciał się przyznać, że głosował na PiS.

       Nie głosowałem więc ani głosował nie będę na tych, którzy dzisiaj są przekonani, że wygrają jesienne wybory. Może wygrają, ale wtedy przegranych będzie cztery dziesiątki milionów.

      Nie mieszałem  do moich felietonów  polityki,  jednak zbyt szybko zapomnieliśmy wprowadzonych na salony władzy popleczników Andrzeja Leppera. Czy Paweł Kukiz nie zafunduje nam nowych Łyżwińskich i  Filipków? Czy nie pojawi się jakaś nowa Renata Beger - genialna poliglotka
i znawczyni światowej dyplomacji (to ta od Kofana Anana)? Czy na listach Kukiza nie znajdzie się jakiś Stan Tymiński z tajemniczą czarną teczką?

      Nie był Bronisław Komorowski prezydentem idealnym. Jednak swój urząd traktował poważnie, nie wykraczał poza przewidziane prawem ramy i bardziej starał się łączyć niż dzielić. Miewał drobne wpadki, ale  nie skompromitował ani siebie, ani urzędu, który reprezentował.

    Nie mógł chyba wygrać? Strategia wszystkich kandydatów oparta była przede wszystkim na atakowaniu urzędującego prezydenta. Jednak kończę już, abym nie musiał odnieść się do pogardy i nienawiści,  które towarzyszyły całej kampanii. Wyrażę tylko pragnienie, aby wybrany prezydent był tak zły jak Bronisław Komorowski.