Blue Flower

       Uczestnicząc w  spotkaniach  z kulturą Portugalii  mogłem zaobserwować i doświadczyć kilku sytuacji nieprzewidzianych przez organizatorów tej świetnej imprezy.  Już w trakcie slajdowiska  otwierającego  cykl spotkań z portugalską historią i współczesnością uaktywniły się osoby poruszone negatywnymi opiniami prowadzącego na temat naszego wszechobecnego brudu. Prowadzący to spotkanie krakowski dziennikarz i fotoreporter kilka razy porównał ulice Lizbony i Porto z ulicami polskich miast, podał  przykład kierowcy autobusu, który beztrosko wyrzucił duży plastikowy pojemnik przez okno swojego pojazdu, wspomniał o nagminnym   rzucaniu niedopałków papierosów pod nogi. Wszystkie te uwagi wynikały z uwrażliwienia Albina Marciniaka na tę sferę naszego życia, czego świadectwem jest jego upór i wieloletnie wysiłki, które  doprowadziły do tradycyjnego już  sprzątania Tatr i który współuczestniczy w wielu przedsięwzięciach mających chronić nas przed totalnym smogiem, wszechobecną betonową kostką i  egzystencją między stertami śmieci rozwiewanych przez wiatr.  Odważył się jeszcze porównać iluminację portugalskich zabytków z marnym oświetleniem Wawelu. Wprawdzie nikt,  kto widział Wawel nocą nie będzie bronił tej nędznej iluminacji, ale zakochane w Krakowie mieszkanki Podhala poczuły się urażone. Okazało się nawet, że monotonne  płyty krakowskich placów są piękniejsze od tych misternie wykonanych i niepowtarzalnych, ale leżących w jakiejś Lizbonie lub Porto. Wynika z tego, że kochając Kraków musimy sobie wmawiać, że oddycha się w nim najczystszym powietrzem w Europie, że jego piękna historyczna zabudowa nie jest zeszpecona w wielu miejscach gigantycznymi reklamami, że  w Wiśle pod Wawelem płynie lecznicza woda źródlana.

          Nie sam fakt polemizowania z fotografem i podróżnikiem mnie oburzył, ale ich forma i naiwność. Jednak to był dopiero początek. W trakcie całego slajdowiska z wieszaka na wierzchnie odkrycia odzywał się regularnie sygnał telefonu komórkowego. Jego właściciel nie wyłączył go przed spotkaniem i uznał zapewne, że nie warto się fatygować i przepychać  przez zatłoczoną salę,  aby urządzenie to wyłączyć. Jeszcze durniej zachowała się uczestniczka degustacji win. W czasie wykładu bezstresowo zajęła się wysyłaniem esemesa za pomocą telefonu,  który naciśnięcie  każdego klawisza sygnalizował głośnym dźwiękiem.  Nie wiem, czy uważała to za normalne, czy też nie umiała tej funkcji wyłączyć, jednak było to skończenie niegrzeczne wobec prowadzącego i wobec słuchaczy oraz kompromitujące jak puszczenie głośnego i cuchnącego  bąka w towarzystwie.

          Spotkanie ze znawcą win  z niebywałą systematycznością i przez cały czas jego trwania  przerywane było wejściami spóźnialskich.  Niektórzy z nich starali  się wejść  niepostrzeżenie, co przecież możliwe nie jest,  byli też   i tacy, którzy  przepychali  się do najdalszych miejsc, bo musieli   usiąść obok swoich znajomych i głośno się z nimi przywitać. Jestem JA, jest mój kolega Antek, a cała reszta to…  A cała reszta to prowadzący wykład i słuchacze,  których  uwagę stara się on skupić. I gdy już zbuduje właściwy nastrój, gdy na sali panuje pełne skupienie, wtedy pani zaczyna wysyłać esemesa. I wszystko zaczyna się od początku. I znowu na sali rodzi się skupienie, prowadzący czuje na sobie uważny wzrok słuchaczy i wchodzi pan JA i szuka swoich znajomków. Prowadzący przerywa, słuchający zaczynają wstydzić się za panią esemesową i pana JA, ale nic to. Mijają kolejne minuty, po raz kolejny prowadzący buduje właściwy nastrój,  by pan JA znudzony dziesięcioma minutami słuchania wylazł z sali.  I  wszystko  zaczyna się od nowa. Prowadzący w trakcie wykładu zaczyna niespokojnie spoglądać na drzwi, i jego oczekiwanie zostaje nagrodzone. Bo przecież, czterdzieści pięć minut po rozpoczęciu  spotkania  wchodzi na salę kolejny pan JA. I wówczas prowadzący musi okazać boską cierpliwość, aby publicznie i dosadnie nie nazwać tych sytuacji. 

        Oczywiście, oczywiście, oczywiście!  Takie sytuacje zdarzają nie tylko w MOK-u i  nie tylko w Nowym Targu.  Zdarzają się i w Krakowie i Rzeszowie i Pasikurowicach,  zapewne też i  na innych geograficznych szerokościach funkcjonują bezkarnie  mało kulturalni bywalcy kulturalnych  imprez.

                                                                                                              Nowy Targ 16 marca 2015