Blue Flower

     Gdy sięgnąłem po  szósty numer „Polityki” (4.02-10.02. 2015) zacząłem się bać. Na okładce umieszczono wizerunek „związkowca” w koszulce Solidarności dzierżącego w ręce  monstrualnych rozmiarów maczugę. W dodatku jest to typ wygolonego, wąsatego mięśniaka, u którego masa ciała bywa najczęściej odwrotnie proporcjonalna do IQ. Nie jest to chyba wizerunek człowieka, który ma walczyć o godziwe warunki pracy i płacy milionów pracujących za pensję minimalną. Bardziej mi pasuje na  tego, który będzie walczył o przywileje  tych, których przeciętny zarobek wynosi kilka minimalnych pensji  i jeszcze waleczniej będzie walczył o utrzymanie etatów „walecznych” związkowców. Oni wywalczą wprowadzenie w życie ważnych społecznie projektów: Cały naród utrzymuje swoich górników ( i ich związkowców), Cały naród utrzymuje swoich kolejarzy ( i ich związkowców), Cały naród utrzymuje swoich rolników ( i ich związkowców). Cały naród utrzymuje …   Bo jak nie, to pan z maczugą czeka!

      Następne strony ulubionego tygodnika też mnie nie uspokoiły,  bo pojawił kolejny groźny,  którego zdjęcie „ubogaca” tekst p.t. „Kowalski na prezydenta”. Tenże pan Kowalski pretendujący do najwyższej godności w naszym państwie  nie chce być prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej, on chce być prezydentem Polaków. Biada więc wszystkim mieszkającym nad Wisłą,  którzy Polakami nie są w 100%. I znowu jego wizerunek każe podejrzewać odwrotną proporcjonalność  masy ciała  do ilorazu inteligencji. Ten zatrważająco bezkrytyczny osobnik ustawił się obok zdjęcia Piłsudskiego, co ma sugerować jakieś podobieństwa! Myślę, że Marszałek nie pozwoliłby zbliżyć się temu panu nie tylko do siebie, ale i do swojej kasztanki, gdyż emanuje z jego oblicza  zamiłowanie do rozwiązań wymagających  jedynie użycia narzędzi prostych w postaci maczugi lub pały. 

       Gdy patrzę na tych groźnych panów łatwiej mi sobie wyobrazić tych, którzy na Ukrainie znaleźli wreszcie okazję do zaprezentowania swojej gotowości, swojej bojowości, swojego okrucieństwa mylonego z bohaterstwem i poświęceniem. Warto w tym miejscu przypomnieć głęboko zasmucającą strofę Wisławy Szymborskiej ze „Schyłku wieku”;           

Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka

dobrego i silnego,

Ale dobry i silny

To ciągle jeszcze dwóch ludzi.

     Sylwetki tych groźnych panów nie budziłyby może większego lęku, być może byliby tylko pewnymi ewenementami, ale nie są,  gdy przeczyta się statystyki dotyczące czytelnictwa w Polsce, gdy porówna się te dane z krajami leżącymi na zachód od Odry. Wynika z nich, że bezkrytyczne typy z maczugą i tatuażami należą do ciągle rosnącej większości, że porażająca ilość naszych rodaków funkcjonuje poza kulturą słowa ( 40%   nie przeczytało w ubiegłym roku jednej  książki i żadnego artykułu w poważnej prasie). 

       Więc bać się należy. Większość zmian programowych dotyczących nauczania języka polskiego polegała w ostatnich dziesięcioleciach  na skracaniu listy lektur obowiązkowych. Uczniowie w zasadzie nie muszą już czytać. Bez czytania, bez umiejętności jasnego i logicznego wyrażania się w piśmie, bez umiejętności zbudowania wewnętrznie spójnej i poprawnej ortograficznie dłuższej wypowiedzi ( za taką uważa się wypowiedź zamykająca się w 250 słowach!) mogą przecież zdać maturę i zapisać się na studia, gdzie najwyższą wartością jest ich obecność  uprawniająca uczelnie do dotacji budżetowej. 

                                                                                                                        Nowy Targ 19 lutego 2015.