Drukuj 

    Wakacje otworzyłem udziałem w akcji  Czyste Tatry. Razem z  Barbarą przeszliśmy całą Dolinę Jarząbczą buszując w zaroślach wokół ścieżki. Początkowo obawialiśmy się, że wzięliśmy mało worków, jednak w ciągu trzech godzin zebraliśmy tylko około  siedmiu kilogramów butelek, puszek, petów i innych namacalnych śladów obecności człowieka w tych pięknych okolicznościach przyrody. W roku 2020 w tej samej akcji sprzątałem ścieżkę prowadzącą  od dolnej stacji kolejki na Gubałówkę. Po dojściu do górnej stacji 120-litrowy worek miałem wypełniony i schodząc zbierałem śmieci do znalezionej torby reklamowej!

    Jako przedstawiciel podejrzanej mniejszości  dużą część wakacyjnego czasu marnuję na czytanie. Koniec roku szkolnego uczciłem kolejnym sięgnięciem po Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej.  Jest to tłumaczenie Antoniego Kroha. Wielokrotnie też przeczytałem Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej w tłumaczeniu Pawła Hulka-Laskowskiego. Tłumaczenia te są tak różne, jak różnie brzmią tytuły  powieści w tych dwóch wydaniach. Jarosław Haszek  jest jedynym pisarzem, który potrafił jednocześnie przedstawić absurdy wojny,  idiotyzm rządzący wojskiem i pasożytnictwo kleru. Jego powieść jest absolutnie pacyfistyczna i antyklerykalna a tytułowy bohater  potrafi świetnie się poruszać między kretyństwem oficerów i zepsuciem wojskowych kapelanów będących albo  pijakami, albo dziwkarzami, albo obżartuchami. Każda wzmianka narratora o „cywilnych” proboszczach  łączy się z napomknieniem o  sypianiu  z własną siostrzenicą, o odmówieniu uchodźcom pomocy, o skrajnej  chytrości lub też o  demoralizowaniu swojego wikarego przez pojenie go alkoholem  i wciskanie  mu dziewczyny do łóżka. Równie świetnie poprawia mój nastrój Dobry wojak Szwejk (Czechosłowacja 1957). W  rolę tytułową  wcielił się genialnie Rudolf Hrusinsky, którego kunszt aktorski można poznać  także w Palaczu  zwłok i  w Święcie przebiśniegu.

     Po raz kolejny przeczytałem też  „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa, która to powieść budzi we mnie wiarę w to, że  i do Warszawy (Polski) trafi Woland ze swoją ekipą, aby obnażyć hipokryzję i zepsucie, aby wymierzyć karę tym wszystkim Sasinon, Kaczyńskim i Rydzykom (to taka literacka fantazja). Sięgnąłem po tę powieść trochę z przekory, gdyż dają się słyszeć tu i ówdzie głosy wzywające do odrzucenia kultury rosyjskiej. Można i trzeba sekować rosyjskich twórców popierających agresywny putinowski reżim,  nie można za zbrodnie tegoż reżimu karać Dostojewskiego lub Bułhakowa!

    Czytam też (z przerwami) Zarys krajobrazu. Wieś polska wobec zagłady Żydów 1942-2945. Jest to publikacja Centrum Badań nad Zagładą Żydów a jej  autorami są Alina Skibińska, Dariusz Libionka,  Jacek Leociak i Jan Grabowski - czyli najwybitniejsi znawcy tematu.  Lektura i obszerna i niełatwa. Czytam tę książkę w wersji elektronicznej, do czego nie jestem przyzwyczajony, ale wersji papierowej szukam bez skutku od czterech lat. Zarys krajobrazu, Jest taki piękny słoneczny dzień Barbary Engelking i Judenjagd  Jana Grabowskiego są przerażającym obrazem polskiej wsi w czasie Zagłady. Prawda wyłaniająca się z tych publikacji  jest daleka od "prawdy" objawianej nam przez  specjalistów od polityki historycznej.

     No i oczywiście przeczytałem Empuzjon Olgi Tokarczuk! O tej pierwszej po Noblu powieści tej autorki napisano już kilka ważnych recenzji (Ryszard Koziołek, Przemysław Czapliński), nie będę  więc obnażał swoich warsztatowych braków.  Przeczytałem Empuzjon i powróciłem po czterdziestu chyba latach do Czarodziejskiej góry, z której pamiętałem już niewiele. Nie można zrozumieć w pełni  Empuzjonu bez znajomości Czarodziejskiej góry,  i trudno dostrzec dzisiaj wszystkie ważne elementy Czarodziejskiej góry bez znajomości Empuzjonu.  
      
I tak oto dochodzę do najgłośniejszego zdania tego lata: Literatura nie jest dla idiotów. Zdanie to, oczywiście, wypowiedziała Olga Tokarczuk i podzieliła „cały Internet” na tych, którzy oskarżają pisarkę o klasizm (modny nowotwór językowy) oraz na tych, którzy  są przekonani, że: Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze. (...).

       Nieczytanie jest naszą  narodową cnotą, o której głośno mówić nie wypada. Komuniści zwalczyli analfabetyzm,   my nie potrafimy walczyć z analfabetyzmem wtórnym.

 

                 Quentin Massys,    Alegoria głupoty