Blue Flower

 

      Miałem kolegę. Było to w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Ten kolega na imię miał Leszek. Leszek był bardzo inteligentny. Jednak Leszek nie odkrył w sobie pasji do szkolnej nauki. Leszek wolał czytać teksty, o których zapewne i wielu naszych nauczycieli nie słyszało. Leszek jednak matury nie zdał. Zamierzał ją zdać w roku następnym, ale nie doczekał. Nie doczekał, bo wzięli go do wojska. Z tego rocznika brali wszystkich, bo zbliżał się stan wojenny i generał Jaruzelski wolał mieć młodych mężczyzn w wojsku, nie na ulicach. Leszek nie doczekał nawet przysięgi w tym wojsku. Leszek popełnił samobójstwo.

       Leszek był niezwykle koleżeński, z Leszkiem świetnie się dyskutowało i przesiadywało w kawiarni lub na plaży pobliskiego jeziora. Jednak Leszek był inny. Nie pił z nami piwa i tanich win. Leszek nie chodził też w starych, powycieranych i zdartych dżinsach. Jego dżinsy musiały być zawsze nowe i odpowiednie dopasowane.  Nas w garderobę zaopatrywały matki w sklepach, do których rzucano jakieś kurtki, swetry i koszule. Co tam rzucili, to nosiliśmy z mniejszą lub większą satysfakcją. Leszek zaopatrywał się w garderobę na targu, gdzie trafiały czasem ubrania z erefenowskich paczek, gdyż ostatnia wojna rozdzieliła wiele rodzin mieszkających wcześniej w Nysie i jej okolicach. Tak więc Leszek ubierał się na nyskim targowisku podobnie jak  Leopold Tyrmand na warszawskiej Pradze.

     Leszek ubierał się inaczej i Leszek inaczej się zachowywał. Leszek był szczupły, wysoki i miał zniewieściałe ruchy. Nam to nie przeszkadzało, ale słyszeliśmy czasem rzucane za nim „pedał” lub „ciota”. Gdy w ten chamski sposób nawoływano za Leszkiem w obecności drugiego Leszka, ten reagował pytaniem: „chcesz po mordzie chamie?” I bardzo często pytanie kończył cios, który zniechęcał  nieszczęśnika do nawoływania już za kimkolwiek. Drugi Leszek był nie tylko  porywczy, drugi Leszek przez kilka lat kręcił się w miejscowym klubie sportowym uprawiając bez większego skutku różne dyscypliny, ale  przyp… to  potrafił. Drugi Leszek poszedł do wojska w tym samym roku co Leszek. Ten drugi  przysięgi doczekał.

      Leszek ze swoją innością trafił w łapy tępych trepów (tak nazywano żołnierzy zawodowych). Zapewne już w tzw. komisji uzupełnień siedział jakiś sadysta, który był przekonany, że jego koledzy szybko zrobią z Leszka „normalnego” żołnierza. Tak więc  jacyś podoficerowie i starsi służbą żołnierze uczynili życie Leszka  piekłem. Jego oprawcy przez 24 godziny na dobę trudzili się, aby Leszek zachowywał się jak „normalny” młody żołnierz. Ale Leszek im uciekł. Poszedł  nocy do łaźni i tam się powiesił.

      Dlaczego przypomniałem sobie o Leszku dzisiaj, 8 kwietnia 2021? Wpis na Twitterze pani Krystyny Pawłowicz (doktor habilitowany prawa)  dotyczący transseksualnego ucznia kazał mi się zastanowić, czy pani sędzia Pawłowicz  wołałaby za Leszkiem „gej” i „ciota”, czy pani sędzia Pawłowicz cieszyłaby się wraz z oficerem wcielającym Leszka do wojska, czy pani sędzia Pawłowicz uważałaby za słuszne „unormalnianie” Leszka przez zapitych sierżantów i tępych kaprali. I w końcu, czy pani sędzia Pawłowicz szybko umorzyłaby śledztwo w sprawie śmierci Leszka, bo przecież nie był normalny?