Drukuj 

 

 

      W grudniu nabyłem „Zagładę Żydów europejskich” Raula Hilberga. Jest  to monumentalne dzieło amerykańskiego historyka, który przez szesnaście lat badał niemieckie dokumenty dotyczące Holocaustu. Zgłębianie tego tekstu zaburzyły święta, gdyż od Świętego  M. (czytaj: od najbliższych) otrzymałem „Sodomę” Frederica Martela ujawniającego  hipokryzję hierarchów kościoła katolickiego i  „Chrobot” Tomasza Michniewicza, który przedstawił siedem niezwykłych reporterskich opowieści o zwykłych ludziach.

     I musiałem odłożyć dzieło Raula Hilberga (1500 stron), aby wczytać się w prawdę o życiu arcybiskupów, kardynałów, papieży i wszelkiego rodzaju monsiniorów. I musiałem odłożyć na chwilę „Sodomę”, aby wczytać się w „Chrobot”, gdyż za rok od Świętego M. (czyt.: od najbliższych) znowu pragnę otrzymać książki i markowy koniak, a nie skarpetki i krawat.

     I musiałem na chwilę odłożyć wczytywanie się w świąteczne prezenty, bo grzebanie w Internecie skończyło się zakupem trzech książek. Za 5 złotych polskich nabyłem książeczkę „Nasz Stalin”, w której Lech Majewski, Michał Ogórek i  Iza Wojciechowska przedstawiają i świetnie komentują prezenty, wysłane z Polski Stalinowi na jego siedemdziesiąte urodziny. Prezenty kiczowate i koszmarne, ale komentarze przednie!  Również za 5 polskich złotych stałem się właścicielem „Współczesnego polskiego onomatopeikonu”  profesora Mirosława Bańko. I już teraz wiem, kiedy  używać, „bach”, kiedy „fiu!”, kiedy „phi” a kiedy „hm?”. Świetnie napisana książeczka na temat  pozornie    nieciekawy. Za złotych 12 kupiłem  „Śmierć Żydów. Fotografie” Nadine Fresco. Jest to esej, do którego inspiracją stało się osiem zdjęć ukazujących Żydów w ostatnich momentach życia.  Lektura szczególna.  Lektura nawiązująca bezpośrednio do książki Raula Hilberga, który ukazał  Holocaust przede wszystkim jako tworzenie pewnego systemu, książka Nadine Fresco obrazuje w możliwie największym zbliżeniu jego bezpośrednie działanie.

     I niewiele odciągało mnie od lektury. Pogoda świąteczna uniemożliwiała bieganie na nartach i zniechęcała do łażenia po górach.  Do świątecznych  misteriów już dawno zrazili mnie panowie Rydzyk, Głódź, Jędraszewski et consortes. Cóż więc pozostało? Wypicie koniaku w dobrym towarzystwie i lektura! Tak więc szczęśliwie przeżyte święta, obok bardziej urozmaiconego menu (przybyło mi około trzech kg.), dały mi możliwość obcowania z różnorodnymi, ale z równie interesującymi tekstami.  I chwała na wysokości  dobrym bogom za tak przeżyty czas! W czasie zwanym najbliższym postaram się zamieścić więcej refleksji o „Zagładzie Żydów europejskich” i „Sodomie”, gdyż  książki te zasługują na większą uwagę.