To, co w Polsce dzieje się obecnie nie jest czymś, czego jeszcze w historii nie było. To, że na eksponowanych stanowiskach mamy armię ludzi miernych, ludzi małych i mało mądrych, których wyróżnia wyłącznie gotowość do bezgranicznego, służalczego oddania, do wykonania każdego polecenia, do uprzedzania oczekiwań tego, który rozdaje posady i przywileje, opisano już w literaturze wielokrotnie. Pisali o takich i Gogol i Czechow i Mrożek, pisał o takich Zoszczenko. Najtrafniej jednak uchwycił prawdę o tym zjawisku Sandor Marai w eseistycznej powieści Ziemia! Ziemia!..., w której pojawia się wątek młodego Węgra sprzyjającego nazistom w czasie II wojny światowej. Ów osobnik ośmielony wypitym alkoholem: walił dłonią w stół i powtarzał frazesy ze wstępniaków gazetowych o „wytrwaniu” i „sojuszniczej wierności”. Spróbowałem podważyć sens jego słów, lecz odpowiedź, którą usłyszałem, zdumiała mnie:
-Ja jestem narodowym socjalistą - krzyczał. - A ty - wskazał na mnie palcem - nie możesz tego zrozumieć, bo masz talent. Ja nie mam talentu i dlatego potrzeba mi narodowego socjalizmu. Wielkie słowa zostały wypowiedziane, krewki kuzyn wyznał ważną prawdę swego życia i teraz z ulgą spoglądał przed siebie.(...)
- Ty nie możesz tego zrozumieć - powtarzał raz za razem i uderzał się w piersi. - Teraz nadszedł nasz czas, czas ludzi bez talentów - podtrzymywał swoje dziwne samooskarżenie niczym bohater rosyjskiej powieści. - Teraz nadeszły nasze czasy!... ( Sandor Marai, Ziemia! Ziemia!..., Warszawa 2014)
Wystarczy w miejsce narodowego sojalizmu wpisać komunizm lub każdą inną ideologię, w imię której zdobywa się władzę i w imię której robi się rzeczy złe i najgorsze, aby zrozumieć, że zawsze znajdą się chętni do zajęcia miejsca po tych, których usunięto, bo nie spieszyli z czołobitnościami, bo obce im były klakierstwo, służalczość i tym podobne cnoty. I trzeba wiedzieć, że nie tylko magister jakaś tam rwała się do wskoczenia na miejsce profesora Andrzeja Rzeplińkiego! Prezes dużej państwowej agencji w pierwszych dniach urzędowania zwolnił kilkuset pracowników tylko dlatego, że zostali zatrudnieni przez poprzedników. I nie ważne były ich kompetencje i ewentualna przydatność dla agencji. Ważne było wykazanie się pryncypialnością, oddaniem i brakiem wszelkich hamulców w realizacji planów i zamysłów giganta z drabinki. Ten iście bolszewicki wyczyn został dostrzeżony i nagrodzony, gdyż zainstalowano tego człowieka w kolejnej instytucji z podobnym zadaniem. I on je wykona szybko, sprawnie i z nawiązką, gdyż zdanie:Teraz nadeszły moje czasy! jak mantrę powtarza na kolanach, z których powstał.
Nie należy się więc dziwić, że osobnik pełniący funkcję wiceministra ma poglądy troglodyty i trudności z poprawnym napisaniem słów, które liczą wiecej niz dwie sylaby, nie należy więc się dziwić, że osobnik pobierający poselskie diety szczeka w czasie obrad, że inny poseł zamierza przesłuchać przed sejmową komisją carycę Katarzynę. Nie należy się dziwić, bo teraz jest ich czas! I jakże muszą ich boleć kolana, z których powstali!
BP